Pieśni Bagien w Lublinie

…najlepszym sposobem na to by dziewczyna mówiła wybrańcowi prawdę i nazywała go gołąbeczkiem jest to by kupić jej … nie, nie piękna spódnicę, fartuch czy koszulę ale … porządną nahajkę.

Już po raz dziewiąty pieśni bagien zabrzmiały na Wyżynie Lubelskiej. Towarzystwo dla Natury i Człowieka, dla Kresowiaków zasłużone tym, że odnawia stary polski cmentarz w miejscowości Tajkury na Wołyniu, co roku od niemal dekady zaprasza do Lublina śpiewaków i muzykantów z różnych zakątków Polesia polskiego, ukraińskiego i białoruskiego.

Tegoroczni goście przyjechali z bardzo daleka, bo aż z okolic Jelska w Ziemi Mozyrskiej na Białorusi. Tam właśnie, 50 km na południowy-zachód od Jelska leży wieś, a w zasadzie chutor, Kozły. Wg legendy powstał on w niedostępnych bagnach w czasie gdy Napoleon szedł na Moskwę. Skryli się tam dwaj bracia o nazwisku Kozioł, bo armia napoleońska poczynała sobie na Polesiu jak w podbitym kraju, grabiąc, łupiąc i paląc. Bracia chcieli tam przeczekać przejście „wyzwolicieli” – w konsekwencji powstał tam chutor nazwany od ich nazwiska. Niemal sto lat później, w 1909 r. chutor liczył 14 domów i ponad 130 mieszkańców. A jeszcze sto lat później, czyli obecnie, liczy zaledwie 38 mieszkańców, z których najmłodszy ma 54 lata. Z takiego właśnie miejsca przyjechał do Lublina pięcioosobowy, żeński zespół śpiewaczy. Łatwo się domyśleć, że przyjazd do Polski był dla poleskich śpiewaczek nie lada wyprawą. Niektóre z nich specjalnie na tę okazję wyrobiły sobie paszporty. Wszystko po to by móc ucieszyć uszy koneserów archaicznych pieśni, licznie zebranych w lubelskich Warsztatach Kultury przy ul. Popiełuszki 5.

Poleskie śpiewaczki wystąpiły w pięknie wyszywanych strojach z bardzo bogatym repertuarem. Rozpoczęły koncert od pieśni wiosennych, którymi „huka” się wiosnę, czyli przywołuje, wywołuje. Słuchając tych pieśni można było wyobrazić sobie Polesie, okresu między zimą a wiosną, kiedy lody puszczają, choć pokrywa śnieżna jeszcze leży na bagnach. Wioskę otuloną jeszcze czapami śniegu na strzechach i stogach, spod których kapie już nieśmiałymi kroplami topiąca się woda – znak, że coś w przyrodzie drgnęło. Polesie gdzie słychać już w powietrzu klangor żurawi, krzyki lecących gęsi – niezawodnych zwiastunów nadchodzącej wiosny.

„Kozłowskie” śpiewaczki zaprezentowały bogaty zestaw pieśni weselnych: „Czy nie będziesz Haniu żałowała?”, „Rośnij, rośnij korowaju” i inne. Nie brakło też przyśpiewek z wiejskim, „praktycznym” przesłaniem. Ot choćby ta, która mówi, że najlepszym sposobem na to by dziewczyna mówiła wybrańcowi prawdę i nazywała go gołąbeczkiem jest to by kupić jej … nie, nie piękna spódnicę, fartuch czy koszulę ale … porządną nahajkę. Można było też usłyszeć znaną, zwłaszcza w wersji ukraińskiej, piosenkę biesiadną „Horiła sosna, pałała” w bardzo oryginalnym wykonaniu, czy słynny już, niemal hymn poleski „Oj chmielu, chmielu”. Bardzo miłym i oryginalnym akcentem była piosenka przypominająca naszą wspólną przeszłość, o dziewczynie, która oddała swego chłopca „w rekruty do miasta Warszawy, gdzie biją bębny”.

Wraz ze śpiewaczkami przyjechała także Pani Polina, mistrzyni gry na harmonii i … grzebieniu. Jej ekspresyjne wykonanie polek i innych skocznych pieśni sprawiło, że, mimo listopada, niejednemu na widowni noga sama rytmicznie uderzała o podłogę.

Uzupełnieniem koncertu była prezentacja oryginalnego filmu-reportażu Jagny Knittel pt.: „Olmany”. To swego rodzaj muzyczny obraz ludzi zamieszkujących we wsi położonej nad najdzikszym i najlepiej zachowanym fragmentem bagien na całym Polesiu a może i w Europie. Główną bohaterką a zarazem swego rodzaju narratorką filmu jest jedna z mieszkanek wioski, która opowiada historię wsi, okolicznych miejsc, prowadzi na bagna, pokazuje jak się zbiera żurawinę, opowiada także o różnych zabobonach wciąż jeszcze żywych w tej oddalonej od dużych ośrodków miejskich wiosce, a nawet … podaje przepis na samogon. „Olmany” to barwny, oryginalny obraz życia wioski gdzie wciąż jeszcze żywa czy wręcz bardzo żywotna przeszłość objawiająca się na każdym kroku przenika się ze współczesnością, która oczywiście wchodzi do wioski, ale jakby … niepewnie. Oglądając film aż żal było mi nieco, że wędrując 4 lata temu na Bagna Olmańskie ominęliśmy tę wioskę szerokim łukiem i od razu „zagłębiliśmy się” w bagna.

Po prezentacji filmu babcie jeszcze dla nas zaśpiewały.

***

Babcie w tym wieku zawsze wyzwalały we mnie ciepłe uczucia, a zwłaszcza poleskie babcie, o których tak pięknie pisał nieżyjący już niestety piński ekolog i krajoznawca Aleksy Dubrouski: „w naszym państwie nie ma innych ludzi zasługujących na niski ukłon. To one na swoich rękach i barkach dźwigały ciężar wojny, odbudowywały gospodarkę. Pamiętam jak one, jako młode dziewczyny zaprzęgały się do pługa i orały swoje nadziały. A teraz w niedziele i dni świątecznie siedzą na przyzbie w dożywających swój wiek wioseczkach, wyrażając smutek ze swego losu, ale nie tracąc optymizmu. Ciesząc się, że choć ich dzieci i wnuki urządziły się w mieście a one już jakoś dożyją swych dni w ogródku pośród moczarów.”. Patrząc na kochane babule z Kozłów, zagubione nieco na scenie i w świetle reflektorów przed liczną dość publiką, takich właśnie ciepłych, by nie rzec rzewnych uczuć doświadczałem. Bo jakże miło jest słuchać tych starszych już babć, które śpiewają czystym archaicznym śpiewem, tak prosto, nie dla popularności, płyt, rozgłosu czy pieniędzy, ale z potrzeby serca i dzielenia się tym z innymi.

Następne, już „okrągło rocznicowe” Pieśni Bagien za rok. Stawię się na nich niezawodnie i zapraszam wszystkich miłośników Kresów, Polesia i archaicznego śpiewu.

Krzysztof Wojciechowski

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply