Patriotyzm pejzażu pozostaje aktualny

Mackiewicz zachwycał się tym, że każda ze społeczności etnicznych zamieszkujących Wielkie Księstwo Litewskie żyła osobno i zachowywała swoją tożsamość – mówi Olaf Swolkień w rozmowie z portalem Kresy.pl

Piętnaście lat temu opublikowałeś na łamach „Zielonych Brygad” artykuł, w którym Józef Mackiewicz przedstawiony jest jako prekursor rodzimej ekologii. To chyba dość śmiałe postawienie sprawy. Wtedy byłeś raczej odosobniony w tej opinii.

Jestem odosobniony w tym sensie, że wielu ekologów nic nie wie o Józefie Mackiewiczu. Ale kiedy nie tak dawno czytałem jakiś tekst o bioregionalizmie, to znowu miałem wrażenie, że mackiewiczowski „patriotyzm pejzażu” oznacza dokładnie to samo, tyle że ładniej opisuje problem. Dziś bowiem ekolodzy używają pewnego żargonu, podlanego czasem sosem naukowym. Tym niemniej z uwagi na polityczną poprawność wielu ekologów podejrzliwie odnosi się do takich postaci jak Mackiewicz, który jako konserwatysta-reakcjonista z krwi i kości może być dla nich postacią podejrzaną.

Czym jest „patriotyzm pejzażu”?

To przywiązanie, dbałość o to, co znajduje się najbliżej nas, co jest namacalne i tak naprawdę decyduje o jakości naszego życia, a jednocześnie objęcie tym przywiązaniem całego otoczenia. Jako tak zwany ekolog (bardzo nie lubię tego słowa) zajmuję się bardzo zwykłymi rzeczami: żeby kamienica była dobrze utrzymana, żeby chodnik był równy, żeby przy ulicy były drzewa, a niekoniecznie parkingi. Żeby znać swoich sąsiadów i starać się z nimi zaprzyjaźnić, aby jako wspólnota sąsiedzka coś razem robić. W gruncie rzeczy taki patriotyzm ma znacznie istotniejszy wpływ na nasze życie niż jakieś wielkie identyfikacje narodowe czy polityczne, które są często sztuczne i pozbawione zakorzenienia. Według Mackiewicza, ważne kto jakim jest człowiekiem, a nie jakie ma przekonania. Nieważne kto rządzi, ważne żeby dał żyć. Przy czym trzeba podkreślić, iż u Mackiewicza występowała autentyczna, głęboka miłość do przyrody. Dla niego najpiękniejszym elementem pejzażu były stare drzewa. Tymczasem odnoszę wrażenie, że dziś w Polsce mamy do czynienia z jakąś dendrofobią – drzewa są groźne, bo zagrażają samochodom. Jest tendencja, żeby wszystko wyrównać, zaasfaltować, posadzić najwyżej jakieś krzaczki – najlepiej iglaki. Tak więc w przypadku „patriotyzmu pejzażu” chodzi nie tylko o lokalność, ale i o to, jaki ma ona mieć kształt, z jakimi ma być powiązana wartościami. W książce „Bunt rojstów” jest przedmowa Ludwika Chomińskiego, która pokazuje zderzenie przyrody z wkraczającą na Wileńszczyznę nowoczesną cywilizacją, z tym wszystkim co nazywamy dziś rozwojem. Postawa ta nigdy nie doczekała się wśród konserwatystów bardziej spójnej teoretycznej syntezy. A przecież w okresie międzywojennym czy nawet wcześniejszym można znaleźć bardzo dużo krytycznych głosów wobec tak zwanego rozwoju czy postępu – wymieńmy tu chociażby Jana Gwalberta Pawlikowskiego. Takich intuicji w tamtym czasie, kiedy krzyżowało się stare z nowym, zwłaszcza na Kresach, było sporo. I to jest wspólne z tym, co odczuwa dziś wielu ekologów.

Na ile owe „zielone” poglądy Mackiewicza, które jednak kształtowały się na gruncie historyczno-geograficznym II Rzeczypospolitej, pozostają teraz aktualne?

Można by wiele rzeczy, które pisał on o Wielkim Księstwie Litewskim – gdzie różne społeczności żyły obok siebie – dopasować do dzisiejszego świata. Ale chodzi tu o pokazanie pewnej sytuacji, a nie o podanie rozwiązań. Dzisiaj bowiem mamy trend ujednolicania, a wtedy Mackiewicz zachwycał się tym, że każda ze społeczności kulturowych, etnicznych, religijnych żyła osobno i zachowywała swoją tożsamość. Oczywiście wybuchały między nimi konflikty, ale nie było takiego jak obecnie dążenia do ujednolicania takich społeczności, do biurokratycznego zarządzania nimi. Mackiewicz widział, że takie niebezpieczeństwo istnieje i przed nim ostrzegał. W „Buncie rojstów” stawał po stronie prostych ludzi bez wyższego wykształcenia żyjących w małych miastach przeciwko biurokratom.

Ale taka postawa uchodzi za antyrozwojową i antymodernizacyjną, czyli skazaną na klęskę.

Ekolodzy nie są przeciw rozwojowi, ale są za jego określonym kształtem. Natomiast Mackiewicz był sceptykiem. A sceptycyzm wobec rozwoju, postępu, Zachodu, jest po prostu objawem rozsądku. Chodzi o to, żeby nie rzucać się na modernizację, tylko dlatego że jest modernizacją, i nie odrzucać starego, tylko dlatego że jest stare. W dzisiejszej Polsce naśladujemy rozmaite rozwiązania modernizacyjne, które na Zachodzie stosowano w latach 60. i 70 ubiegłego wieku. Tak jest na przykład z autostradami. Upychane są do nas dawne technologie, od których słusznie się tam odchodzi, a my je z kolei przyjmujemy zupełnie bezrefleksyjnie.

Rozmawiał: Filip Memches

Olaf Swolkień– socjolog, historyk, publicysta, prezes Federacji Zielonych Kraków, koordynował ogólnopolską akcję „Kampanię na rzecz ekologicznego transportu – Tiry na tory”, były współpracownik „Magazynu Obywatel”, autor książki „Nowy ustrój – te same wartości”.

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply