Obóz w Putywlu: tragedia Polski i krajów nadbałtyckich

Maleńkie miasteczko Putywl w obwodzie sumskim zdobywa światowy rozgłos. A wszystko to z powodu mało znanego sowieckiego obozu koncentracyjnego. Badania dotyczące stalinowskich represji z lat 1939-40 skierowanych przeciw jeńcom wojennym z Polski i krajów nadbałtyckich zyskały międzynarodowy wydźwięk. Właśnie przez ten obóz przeszło bez mała 20 tys. więźniów. Około 5-7 tys. jeńców zostało tu na zawsze… Przy czym, konkretnych danych liczbowych nie udało się ustalić.

Pierwszym, który zwrócił uwagę na Putywl był historyk, a dawnej współpracownik Prokuratury Generalnej Ukrainy, Wołodymyr Browko. Już dwa lata temu opublikował niektóre dokumenty dotyczące tego strasznego miejsca. Niestety wówczas publikacje te nie zostały zauważone.

Niespodziewany impuls do poruszenia tej sprawy dała redaktor naczelna czasopisma „Muzea Ukrainy” Natalka Iwanczenko, która na spotkaniu z Ambasadorem Polski poruszyła problem upamiętnienie Polaków rozstrzelanych w Bykowni. Wywołało to żywą reakcję W. Browki.

Rzecz w tym, że wokół pochówków w Bykowniańskim Lesie ciągle trwa konflikt. I wychodzi na to, że my również jesteśmy w to uwikłani już ponad 20 lat. W 1989 roku, będąc wówczas młodym korespondentem gazety „Komsomolski Sztandar” dostałem zadanie napisania o rozkopywaniu mogił ofiar represji stalinowskich. Wtedy było to dość oczywiste zagadnienie. Kilka kwartałów lasu zostało otoczonych przez żołnierzy wojsk wewnętrznych, a na obwodzie tego terenu, niczym w obozie koncentracyjnym, puszczone zostały owczarki, którym wytyczono palikami ścieżki, które patrolowały. Wykorzystywano stary buldożer. Główne prace prowadziła ekipa poszukująca pod kierunkiem Wołodymyra Dorofijewa, którego znałem osobiście. Prasy na miejsce wykopalisk nie wpuszczano. Poradzono nam, aby wejść w głąb terenu, przeciąć ścieżkę patrolowaną przez psy i wskoczyć do najbliższego wykopu. Co też i wraz z fotografem zrobiliśmy. Tuż przed skokiem potknąłem się i spadłem na dno mogiły, wprost między ludzkie szczątki. Najprawdopodobniej były to szczątki polskich oficerów. Oczywistym było, że ani cenzura Komitetu Bezpieczeństwa Narodowego, ani cenzura wojskowa nie przepuści w druku nawet wzmianki o Polakach. Przewidzieliśmy to i w następnych dniach wynieśliśmy potajemnie wiele rzeczy osobistych znalezionych przy szczątkach ludzkich. W Polsce w tym czasie „grzmiała” „Solidarność”. Postanowiliśmy przekazać dowody rzeczowe do Generalnego Konsulatu Polski. Zrobił to W.A. Zgórski. Rok później razem z Natalką Iwanczenko odwieźliśmy te dowody do Warszawy, do Ministerstwa Sprawiedliwości. Niestety w Polsce pojawiło się wielu radykałów, którzy hucznie ogłosili Bykownię Katyniem 2. Choć tak nie jest! Rozmawiałem o tym z zastępcą prezesa Instytutu Pamięci Narodowej [ukraińskiego – przyp. tłum.] Wołodymyrem Krywoszeju i z Romanem Krucykiem z Muzeum Okupacji Sowieckiej. Są oni przekonani, że Polacy byli rozstrzeliwani w Bykowni jako jedna z grup narodowościowych. Polskich oficerów leży tam nie więcej jak kilkuset. Dlatego Ukraińców oburzają ciągłe próby prowadzenia przez radykalną polską młodzież nielegalnych wykopów na chronionym, muzealnym terenie, które to wykopy są zupełnie nieuprawnione! Jest oczywistym, że to bardziej akcja PR-owa niż prawdziwe badania.

– Ukraiński Katyń – to Putywl! – przekonuje historyk Wołodymyr Browko – Tam właśnie funkcjonował obóz NKWD dla jeńców wojennych i tam rozstrzeliwano. Nie miej niż 5000 polskich oficerów pozostało w tych bagnach! O fili obozu w wiosce Tiotkine, obecnie na terytorium Rosji, w ogóle mało wiemy! Wątpliwym jest by rosyjska władza pozwoliła na jakiekolwiek poszukiwania w tym miejscu … Poczynając od czerwca 1940 roku do Putywla przywieziono 6000 oficerów, policjantów, z okupowanej Łotwy, Estonii i Litwy. Ich los również nie jest znany. Podejrzewam najgorsze…

Przez kilka dni próbowaliśmy otrzymać jakiś komentarz od któregoś z polskich dyplomatów. Telefonowaliśmy, pisaliśmy pisma. Kiepsko. Nie wiedzieć czemu nikogo w Ambasadzie ta nowina nie zainteresowała…

– Wiemy o istnieniu obozu pod Putywlem! – mówi dyrektor Putywlskiego Zapowiednika – Ale nie wiedzieliśmy o rozstrzeliwaniach! Jakieś 10 lat temu przyjeżdżał ktoś z polskiej Ambasady, ale zdaje się, że niczego nie znalazł i pojechał. Obecnie na miejscu obozu funkcjonuje monaster Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej Patriarchatu Moskiewskiego. Żadnych pamiątkowych tablic tam nie ma. Jest oczywistym, że potrzebne są archeologiczne poszukiwania, ekshumacje, aby mieć twarde dowody o fakcie rozstrzeliwań. Jeśli to się potwierdzi, konieczne jest wybudowanie pomnika i otwarcie stosownej ekspozycji w naszym muzeum.

Tragedią w Putywlu zainteresowała się Sumska Obwodowa Administracja Państwowa i Putywlska Rejonowa Administracja Państwowa. Możliwe, że jeszcze w tym roku przeprowadzone zostanie wstępne śledztwo i ekshumacje.

Udało się porozmawiać z dyplomatami z ambasad krajów nadbałtyckich. Byli zszokowani informacjami ujawnionymi przez Wołodymyra Browkę. Będą angażować swoich historyków do tego, aby przeprowadzili wywiady z tymi, którzy przeżyli represje.

NKWD rozmieścił w USRR kilka obozów jenieckich. Pewną informację mamy o lwowskim. Ale byli przecież jeszcze jeńcy rumuńscy, węgierscy, czescy, słowaccy… A i dziesiątki tysięcy Ukraińców, w zwierzęcy sposób zakatowanych przez czekistów do dziś nie ma swoich oficjalnych mogił. Szeroko rozreklamowana kampania rehabilitacji była bardziej imitacją niż faktycznym działaniem, bo rehabilitowali ci, których poprzednicy aresztowali i rozstrzeliwali.

A Putywl oprócz statusu stolicy partyzanckiego kraju [stąd latem 1943 r. wyruszył gen. Sydor Kowpak z dwoma tysiącami partyzantów w liczący tyle samo kilometrów rajd, który zakończył się w Karpatach. Kowpak opisał go w wydanej w 1949 r. książce „Z Putywla do Karpat” – przyp. tłum.], może stać się też centrum pamięci dla Polaków, Estończyków, Łotyszy, Litwinów, których żołnierze leżą w nieodnalezionych jeszcze wspólnych mogiłach…

Ileż was jeszcze jest, tajne, nieznane, skrywane przed światem cmentarzyska?

Wiktor Trygub

redaktor czasopisma „Muzea Ukrainy”

Tłumaczenie: Krzysztof Wojciechowski

Artykuł w wersji ukraińskiej można przeczytać tutaj: [link=http://h.ua/story/341458/]

***

Serdecznie dziękuję dr Iwanowi Parnikozie za zwrócenie uwagi na to zagadnienie i przesłanie materiału.

KW

1 odpowieź

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply