Nadchodzi „Wielka Albania”?

Spełniły się ostrzeżenia przeciwników uznawania niepodległości Kosowa i polityki państw zachodnich wobec Serbii. Ostatnie deklaracje albańskiego premiera o nieuchronnym zjednoczeniu jego kraju z Kosowem, oznaczają, że projekt „Wielkiej Albanii” już w niedługim czasie może się ziścić.

Rządy Albanii i Kosowa odbyły 23 marca wspólne posiedzenie w Tiranie. Jego efektem było podpisanie jedenastu umów dotyczących spraw bezpieczeństwa, kultury i rolnictwa. Chodzi przede wszystkim o współpracę obu podmiotów w zakresie kontroli wewnętrznej, wspólnego korzystania z budynków granicznych, a także nauczania języka albańskiego dla diaspory i przesiedleńców. Sam fakt współpracy Albanii i Kosowa oraz spotkań przedstawicieli rządów obu państw nie jest niczym szczególnym. Sprawa wygląda jednak nieco inaczej, gdy się dostrzeże, że posiedzenie odbywało się pod hasłem „Jeden kraj, jeden naród, jedno marzenie”. Jeszcze więcej kontrowersji wzbudziła wypowiedź albańskiego premiera Edi Ramy, który wraz z kosowskim wicepremierem Hashimem Thaçim udzielił wywiadu stacji telewizyjnej Klan Kosova.

Rama w wystąpieniu telewizyjnym z 7 kwietnia stwierdził, że zjednoczenie Albanii i Kosowa jest „nieuchronne” i odbędzie się bez względu na to, czy oba państwa będą członkiem Unii europejskiej, czy też nie. Premier Albanii wyraził jednocześnie niezadowolenie z powodu polityki Brukseli wobec Kosowa. Jego zdaniem UE prowadzi zbyt powolną politykę wobec Kosowa, bowiem tamtejsza ludność wciąż potrzebuje wiz, aby móc przekroczyć unijne granice.

Koncepcja „Wielkiej Albanii”

Wypowiedź Ramy świadczy o prawdziwych intencjach Tirany, na które od lat uwagę zwracają przeciwnicy secesji regionu Kosowa. Na Bałkanach wciąż żywe są koncepcje poszerzenia granic obecnie istniejących tam państw, lecz projekty „Wielkiej Serbii”, „Wielkiej Chorwacji” czy „Wielkiej Bułgarii” są już głównie elementem politycznego folkloru. Inaczej sprawa ma się wśród Albańczyków, którzy przede wszystkim nie mają problemów demograficznych, a więc ich diaspora poza granicami kraju stale się zwiększa.

Sama koncepcja „Wielkiej Albanii” narodziła się w XIX w. Jej krzewieniem zajęła się powstała w 1878 r. Liga Prizreńska (alb. Lidhja e Prizrenit), wyrosła z niezadowolenia Albańczyków spowodowanego rezultatem wojny rosyjsko-tureckiej. Choć Albańczycy popierali zwycięską Rosję, wzniecając skromne powstanie przeciwko Imperium Osmańskiemu, na mocy traktatu pokojowego większość albańskich ziem przyznana została Bułgarii, Czarnogórze i Serbii. Samo spotkanie założycielskie Ligi odbyło się w meczecie, a większość uczestników obrad stanowili wyznawcy islamu. W kwietniu 1881 r. bojownicy Ligi zajęli Skopje i Nowy Pazar, co spotkało się z turecką reakcją. Siły Turków w ciągu dwóch dni zniszczyły wojskowe skrzydło Ligi, a uczestnicy powstania wraz z rodzinami zostali zesłani do Anatolii.

Koncepcja ożyła tuż przed I Wojną Światową, gdy określono nowe granice Albanii. Wciąż domagano się jednak poszerzenia jej terytoriów, bowiem diaspora albańska znajdowała się na terenach Czarnogóry, Grecji, Serbii i Macedonii. W trakcie II Wojny Światowej, Albańczycy znaleźli się pod okupacją Włochów, którzy przekazali jednak część władzy miejscowym kolaborantom skupionym w Albańskiej Partii Faszystowskiej. Po kapitulacji Włoch wobec aliantów, Albania znalazła się pod niemiecką okupacją, a faszyści i nacjonaliści z Frontu Narodowego (Balli Kombëtar) rekrutowali się do Waffen SS, powstałej na mocy decyzji Heinricha Himmlera. Liczyli oni na utworzenie dzięki temu „Wielkiej Albanii”. Wojna zakończyła się jednak klęską III Rzeszy i przejęciem władzy przez komunistów pod dowództwem Enver Hodża. Nacjonaliści, którzy nie zdołali uciec z Albanii musieli liczyć się z wyrokiem kary śmierci.

Dzięki wypędzeniom i Zachodowi

Choć Hodża pochodził z muzułmańskiej rodziny, był zadeklarowanym komunistą i ateistą. Pod jego rządami zakazano wielu zwyczajów wywodzących się z islamu, takich jak zabójstwa honorowe, a także wdrażano agresywny program ateizacji społeczeństwa. Mimo, iż sam Hodża nie stronił od nacjonalistycznej retoryki, w trakcie jego rządów podobne postawy były tępione, a on sam nie posługiwał się hasłami rewizji albańskich granic. Otwarcie nacjonalistyczne hasła pojawiły się po upadku komunizmu w 1990 r., znajdując swoje miejsce w programach partii zarówno lewicowych, jak i prawicowych. Zapoczątkowany w tym samym czasie rozpad Jugosławii spowodował też ożywienie tendencji separatystycznych w samym Kosowie, gdzie w poprzedniej dekadzie członków podziemnych organizacji spotykały dotkliwe represje. W 1992 r. Demokratyczna Liga Kosowa (Lidhja Demokratike e. Kosovës , LDK) ogłosiła niepodległość prowincji, wybierając na swojego prezydenta Ibrahima Rugovę. Akt ten uznała jednak tylko Tirana, stąd w 1993 r. swoją działalność rozpoczęła Armia Wyzwolenia Kosowa (Ushtria Çlirimtare e Kosovës, UÇK), której celem była zbrojna walka o oswobodzenie Kosowa spod władzy Belgradu.

Popularność haseł separatystycznych w Kosowie wiązało się oczywiście ze strukturą narodowościową prowincji. Spora część Serbów opuściła te ziemie jeszcze po słynnej bitwie na Kosowym Polu w 1389 r., a ich miejsce zaczęli zajmować Albańczycy. Kolejny exodus ludności serbskiej miał miejsce po wspomnianym traktacie z roku 1878, gdy Kosowo znalazło się poza granicami Serbii, choć ta uzyskała niepodległość. Kolejne straty w Kosowie Serbowie ponieśli podczas I Wojny Światowej, choć przed wybuchem kolejnego światowego konfliktu osiedlili tam blisko 45 tys. osób i stanowili 34 proc. ludności prowincji. II Wojna Światowa przyniosła kosowskim Serbom blisko 10 tys. ofiar i 100 tys. wypędzonych przez albańskich nacjonalistów, kolaborujących z III Rzeszą. Do dalszej albanizacji Kosowa przyczyniły się władze komunistycznej Jugosławii. Nie zgodziły się one bowiem na powrót wypędzonych do swoich domów, jednocześnie akceptując osiedlenie się w Kosowie blisko 100 tys. Albańczyków. Czystki prowadzone podczas wojny Belgradu i Prisztiny w latach 90-tych XX w. spowodowały, iż obecnie Republikę Kosowa zamieszkuje ok. 140 tys. Serbów stanowiących 7 proc. całej populacji kraju.

Samo ustanowienie Republiki Kosowa nie byłoby możliwe bez pomocy Stanów Zjednoczonych i Europy Zachodniej. Choć w 1998 r. wyzwoleńcza armia UÇK znajdowała się na liście organizacji terrorystycznych, czerpiących finansowe korzyści z handlu bronią i narkotykami, rok później stała się sojusznikiem Zachodu, z którym kontaktowali się amerykańscy dyplomaci. Przywódcą kosowskiej armii był wówczas Hashim Thaçi, który wziął udział w wywiadzie udzielonym przez premiera Albanii, a pięć lat temu został oskarżony przez Radę Europy w przemyt narkotyków i handel ludzkimi organami. Te kwestie nie przeszkadzały jednak Zachodowi, stąd po bombardowaniach Belgradu 24 marca 1999 r., stało się jasne, że Serbia przegrała batalię o Kosowo. Ostatecznie Albańczycy proklamowali niepodległość 17 lutego 2008 r.

Serbia i nie tylko

Serbowie od początku nie zgadzali się z tą decyzją, ostrzegając Zachód przed widmem stworzenia „Wielkiej Albanii”. Nic dziwnego, że ubiegłotygodniowa wypowiedź premiera Albanii spowodowała zdecydowaną reakcję Belgradu. Premier Aleksandar Vucić powiedział, że Albania i Kosowo nigdy się nie zjednoczą, a Prisztina próbuje zdestabilizować sytuację w regionie Bałkanów. W podobnym tonie wypowiedział się minister sprawiedliwości Nikola Selaković, który wprost sprzeciwił się idei odtworzenia „Wielkiej Albanii”. Minister spraw zagranicznych Ivica Dacić domagał się z kolei zdecydowanej reakcji Unii Europejskiej na słowa szefa albańskiego rządu. Serbski polityk doczekał się deklaracji rzecznik Komisji Europejskiej Maji Kocijancić. Bruksela jej ustami potępiła prowokacyjne wypowiedzi albańskich polityków. Zaznaczyła przy tym, iż Albania i Kosowo mają „jasną perspektywę europejską”, jednak warunkami integracji z UE są współpraca regionalna, pojednanie i dobre stosunki sąsiedzkie. Sprawą nie przejęli się jednak regionalni konkurenci Serbii w regionie, znajdujący się już w UE. Dzień po wybuchu dyplomatycznego skandalu, przedstawiciele rządu Kosowa odwiedzili Chorwację, podpisując z tym krajem umowę o wzajemnym partnerstwie.

Należy przy tym zauważyć, że Belgrad w ostatnim czasie starał się podejmować rozmowy z Prisztiną, wymuszone przez zachodnich polityków, kuszących Serbię perspektywą włączenia tego kraju w struktury UE. Choć pierwszy krok w sprawie nawiązania relacji podjęli politycy z Kosowa, ratyfikując w połowie 2013 r. porozumienie z Serbią dotyczące autonomii Serbów na północy kraju, następne działania podejmowali już głównie Serbowie. Na jesieni ub.r. swoje wizyty w Belgradzie odbyli minister spraw zagranicznych Kosowa oraz premier Albanii. Szef kosowskiego MSZ Enver Hoxhaj domagał się uznania niepodległości Kosowa przez Serbię i przyjęcie tego kraju do ONZ. Albański premier Edi Rama podczas konferencji prasowej ze swoim serbskim odpowiednikiem Aleksandarem Vucićem wszedł z nim w polemikę, wzywając Belgrad do uznania Kosowa, z czym Vucić nie chciał się zgodzić. Inną głośną prowokacją zwolenników „Wielkiej Albanii” był mecz piłkarski Serbii z Albanią w październiku 2014 r. Nad boiskiem pojawił się wówczas dron z konturami „Wielkiej Albanii’, za co miał odpowiadać brat szefa albańskiego rządu.

Udział populacji Albańczyków na Bałkanach, fot. Wikipedia.org

Serbia nie jest jednak jedynym krajem obawiającym się albańskiego rewizjonizmu. Tirana stale wspiera albańskie partie w Macedonii, natomiast we wrześniu ub.r. jeden z tamtejszych polityków ogłosił pod parlamentem w Skopje deklarację utworzenia niepodległej republiki, na terenach zamieszkiwanych w większości przez Albańczyków. Dwa miesiące temu macedońskie media obiegła natomiast informacja o blisko 50 albańskich obywatelach kraju, którzy walczą po stronie Państwa Islamskiego w Syrii. Hasła odłączenia terytoriów zamieszkiwanych w większości przez Albańczyków, są również obecne wśród przedstawicieli partii tej mniejszości w Czarnogórze.

Kosowo upada

Trudno nie odnieść jednocześnie wrażenia, że postulaty zjednoczenia Albanii i Kosowa mają przykryć złą sytuację gospodarczą tego drugiego podmiotu. Świadczy o niej exodus mieszkańców Kosowa w pierwszych tygodniach nowego roku. W połowie lutego węgierska policja poinformowała, że zatrzymała blisko 10 tys. osób chcących przedostać się z Kosowa na terytorium UE i utrzymać przy tym status uchodźców. Na granicę węgiersko-serbską swoich policjantów wysłały nawet Niemcy, będące najczęstszym celem podróży osób chcących przedostać się za unijną granicę. Zdecydowane działania podjęła też Austria, która odsyłała nielegalnych przybyszy z Kosowa do ich ojczyzny, a także zamieściła ogłoszenia w tamtejszej prasie zniechęcające mieszkańców Kosowa do przyjazdu na teren Austrii.

Emigracja jest oczywiście wynikiem tragicznej sytuacji gospodarczej Kosowa. Według danych Kosowskiej Agencji Statystycznej za 2014 r., bezrobocie w kraju sięga 30 proc. (blisko 55 proc. w przedziale wiekowym 19-24 lat), średnia pensja wynosi 230 euro, 1/3 obywateli mieszka w głębokim ubóstwie, a gigantycznym problemem jest korupcja. Braku przejrzystości jakichkolwiek procedur trudno się dziwić, skoro państwo zostało zbudowane na mafijnych strukturach. Politycy odpowiedzialni za ten stan rzeczy starają się nim nie przejmować, rozbudowując administrację państwową dla swoich kolegów. W grudniu ub.r. nowy rząd powołano dopiero pół roku po wyborach, a gabinet premiera Isy Mustafa liczy sobie aż 20 ministerstw.

Kosowskie społeczeństwo zdaje się być jednak zajęte wielkoalbańskim szowinizmem. Pod koniec stycznia w Prisztinie wybuchły gwałtowne protesty skierowane przeciwko wicepremierowi Aleksandarowi Jablanovićowi. Jeden z trzech serbskich ministrów w rządzie Mustafy w grudniu został zaatakowany przez kosowskich Albańczyków podczas bożonarodzeniowej pielgrzymki. Jablonović nazwał sprawców ataku dzikusami. Manifestacje organizowane przez nacjonalistów miały więc głównie antyserbski wymiar, przysłaniający złą sytuację kraju.

Marcin Ursyński

6 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. robin_robinski
    robin_robinski :

    Zajefajnie!!! Oto wyraźny efekt polityki USA – Albania, gdzie na porządku dziennym wszelkie mafie świata piorą lewą kasę i rejestrują spółki handlujące giwerami, łączy się z obszarem rządzonym przez mafię!!! Pogratulować! Teraz zwykłym Albańczykom pozostaje oczekiwanie nowego Envera, aby zrobił tam względny porządek i wziął gangterkę za mordę.

    • zan
      zan :

      To teraz proponuję spojrzeć na Wschód. Ukraina to taka nieco większa Albania. Libia, Irak – kolejny syf. Brzeziński proponował organizować takie strefy chaosu na granicach z wrogimi cywilizacjami. Czasem się zastanawiam czy to nie są jacyś sataniści, bo na siłę szukają podobnych rozwiązań, a przecież dałoby się z pewnością inaczej. Możliwe, ze w ten sposób stopują Chińczyków, którzy mogliby za pomocą kasy zainstalować się w biednych krajach. Jak w kraju jest wojna i amerykańska misja pokojowa, to Chińczyk nie wejdzie. Może o to chodzi?

  2. zan
    zan :

    Dodać należy takie smaczki jak hodowanie serbskich jeńców na narządy. Zapewne klientela wywodziła się z szacownych gremiów zachodnich przodowników demokracji. Wszak to pod ich kontrolą była ta rzeźnia, w Kosowie jest gigantyczna baza wojskowa USA. W ogóle jak USmaniec albo pro-usmański polityk w Polsce otwiera ryj i mówi o “prawie międzynarodowym” albo “integralności terytorialnej”, to gorąco pragnę by istniało piekło w którym te kurwy mogłyby zapłacić za swoje zbrodnie.

  3. wlkp
    wlkp :

    prese – kwestionowanie Jałty to jedno z ulubionych zajęc wielu komentujących tu ludzi – żądania rewizji granic są na porządku dziennym – jakby nie zdawano sobie sprawy jaki efekt domina może to wywołac …