Łupkowy „zaklęty krąg”

Opieszałość i błędy w polityce rządu spowodowały, że opóźnia się w Polsce wydobycie gazu łupkowego. Nie wiemy nawet jeszcze, jakie mamy zasoby tego paliwa – czytamy w “Naszym Dzienniku”.

Premier Donald Tusk przed wyborami w 2011 r. obiecywał przyspieszenie polskiego programu gazowego. Deklarował, że osobiście zaangażuje się „w optymalizację warunków poszukiwań, logistyki i biznesu związanego z wydobyciem gazu łupkowego”. Szef rządu twierdził, że dzięki dochodom z łupków rozwiązane będą w przyszłości choćby problemy z wypłatą rent i emerytur. Jednak praktyka daleko odbiega od teorii, bo program gazowy w Polsce jest realizowany w żółwim tempie, a inwestorzy twierdzą, że rząd wcale im nie pomaga w pracach poszukiwawczych. Dlatego program gazowy wciąż jest w powijakach.

– Liczba odwiertów jest za mała, aby określić potencjał łupków w Polsce – mówił Grzegorz Kuś, radca prawny w PwC Polska, ekspert ds. gazu łupkowego, podczas debaty zorganizowanej przez PAP na temat problemów z polskim gazem łupkowym. – Z wykonanych odwiertów niewiele jest pozytywnych. Sto pozytywnych odwiertów pozwoliłoby uzyskać wiedzę o zasobach. Na razie wygląda na to, że zasoby spadają – ocenił Waldemar Wójcik, wiceprezes Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa. Obecnie PGNiG jest na etapie wiercenia otworów pionowych i prób szczelinowania. Firma wydała na poszukiwania gazu już 300 mln zł, wykonała 12 gotowych odwiertów, kolejnych 9 jest w toku.

Aktywność inwestorów w ubiegłym roku była najniższa od czasu podjęcia poszukiwań gazu łupkowego. Kilka potężnych firm zagranicznych wycofało się z Polski, liczba realizowanych koncesji spadła z ponad stu do siedemdziesięciu sześciu. Wprawdzie obejmują one ogromną powierzchnię 61 tys. km kw., ale w miarę postępu prac zmniejsza się liczba obszarów uznawanych przez inwestorów za atrakcyjne. Główny geolog kraju Sławomir Brodziński nie traci jednak optymizmu. – W bieżącym roku może wrócimy do poziomu aktywności z 2012 r. – powiedział. Ocenił, że to dlatego, że poprawia się klimat wokół łupków.

Dlaczego tak powoli?

– Główne ryzyko inwestycji w gaz łupkowy ma charakter geologiczno-technologiczny i polega na niedopasowaniu technologii do zasobów – poinformował prof. Jerzy Nawrocki z Państwowego Instytutu Geologicznego. W wielu miejscach w Polsce, jak tłumaczył, występują pokaźne zasoby, ale nie ma jak ich wydobyć. Nie da się wprost zastosować technologii amerykańskich, z którymi początkowo wiązano ogromne nadzieje. Za oceanem bowiem skały łupkowe są miękkie, a gaz zalega płytko, od 800 do 1500 m pod ziemią. Z racji dobrych warunków geologicznych cena wydobycia z poszczególnych złóż waha się pomiędzy 2,5 a 9 dolarów za 1 mBTU (British Thermal Unit – Brytyjska Jednostka Cieplna), przy cenie opłacalności 4 dolarów (z tendencją wzrostową). W Europie średnia cena gazu sprzedawanego przez Gazprom wynosi około 350 dolarów za 1000 m sześc., czyli odpowiada to kosztom wydobycia na poziomie ponad 10 dolarów za 1 mBTU. Ryzyko po stronie inwestorów w USA jest więc w rezultacie nieduże.

W Polsce sytuacja jest trudniejsza: miąższość skał łupkowych jest większa, a zawartość gazu mniejsza i trzeba po niego wwiercić się 2 km w głąb. Na razie niewiele o złożach wiadomo, bo firmy poszukiwawcze utajniają dane. Wyniki rozpoznania ujawnią po 2016 r., gdy zakończy się etap badawczy. Jednak już teraz rozpoczyna się wyścig, kto pierwszy znajdzie sposób na przemysłową eksploatację polskich łupków. Nowa technologia musi być tania i „powtarzalna”, czyli nadawać się do zastosowania w różnych odwiertach, zwykle bardzo niejednorodnych geologicznie. Los gazu łupkowego rozstrzygnie się zatem w laboratoriach i instytutach badawczych. – Chcemy mieć swoją technologię dopasowaną do naszych warunków – podkreślił prof. Jerzy Nawrocki.

Rosyjska ruletka

– Tego gazu jest tyle, że warto się nim zająć, ale ogromną rolę będzie odgrywać cena – wyjaśnił Nawrocki. Gdy cena błękitnego paliwa rośnie, wydobycie z trudniejszych złóż, takich jak polskie, których eksploatacja może być teraz zbyt kosztowna, staje się w pewnym momencie opłacalne. Chińczycy, którzy dysponują największym w świecie potencjałem łupków, liczą na osiągnięcie wpływów z gazu już w 2017 r., a ciągną go z głębokości 4-5 kilometrów. Warto więc kontynuować łupkowy projekt i czekać. O opłacalności decyduje w sumie ponad 20 parametrów. – Koszt rur, dowozu propantu i wody nie zmaleje, więc tylko w technologii możemy szukać obniżenia kosztów – podkreślił prof. Piotr Such z Instytutu Ropy i Gazu.
Nieoszacowane zasoby, niejednorodne warunki geologiczne, brak technologii, niepewne ceny, podatki, regulacje prawne krajowe i europejskie… Kalkulacja opłacalności inwestycji w gaz łupkowy przypomina trochę rosyjską ruletkę. Nic dziwnego, że niewiele firm i banków decyduje się podjąć ryzyko. – O globalnych przepływach kapitałowych na rynkach finansowych decyduje stopa zwrotu adjustowana ryzykiem – wyjaśnił prof. Leszek Pawłowicz z Wydziału Zarządzania Uniwersytetu Gdańskiego. Aby podnieść stopę zwrotu inwestycji, która zachęci banki i inwestorów do wyłożenia środków finansowych, należy zredukować ryzyko prawne, technologiczne i geologiczne.

Banki nie zaryzykują

Łupkowe inwestycje wymagają ogromnych nakładów finansowych. Jeden odwiert pionowy kosztuje do 50 mln zł, koszty odwiertu poziomego i szczelinowania – to ok. 70 mln złotych. – Na etapie próbnym żaden bank się w to nie zaangażuje – zauważył Grzegorz Kuś. Zdaniem prof. Pawłowicza, bez wykonania 200 odwiertów, które pozwoliłyby ocenić złoża, wydobycie gazu z łupków nie ruszy. Potrzeba na to, jak obliczył, 10 mld złotych. W tej fazie konieczne jest, jego zdaniem, wsparcie publiczne dla inwestorów z uzasadnieniem, że „chodzi o bezpieczeństwo energetyczne państwa”. – Wsparcie – tak, ale nie w formie pomocy publicznej, i tylko do czasu, gdy ruszy wydobycie – zastrzegł inny ekspert, Andrzej Wierciński. Biznes z kolei liczy, że państwo przyzna inwestorom ulgi podatkowe na etapie wydobycia.
Według Waldemara Wójcika, etap badawczy potrwa do 2016 r., ale wydobycie przemysłowe może ruszyć najwcześniej za sześć lat, po 2020 roku. – Pierwszy otwór, w którym uzyskamy stabilne ekonomicznie przypływy gazu, otworzy nowy etap projektu łupkowego i obudzi zainteresowanie finansjery – przewiduje prof. Nawrocki.

Prawny labirynt

Ostatnie z ryzyk ciążących nad polskimi łupkami – tzw. ryzyko regulacyjne – w dużej części spoczywa w naszych rękach. – Jakość prawa dla branży wydobywczej jest elementem konkurencyjności kraju. Przepisy muszą być nieskomplikowane, jasne i stabilne – podkreślił Grzegorz Kuś.

Znowelizowane niedawno przez Sejm prawo geologiczne i górnicze wprowadza ułatwienia dla inwestorów: jedna koncesja na poszukiwanie i wydobycie, możliwość zawiązywania „koalicji inwestorów” oraz równoczesnego prowadzenia prac poszukiwawczych i wydobywczych, skrócenie procedur administracyjnych, ścieżka odwoławcza do sądu w razie cofnięcia inwestorowi koncesji. Tyle teoria. W praktyce, zdaniem uczestników debaty, ustawa nadal jest zbyt skomplikowana i szczegółowa, a część procedur ulegnie wręcz wydłużeniu. Pozytywne skutki nowelizacji, o ile nastąpią, będą odłożone w czasie, więc inwestorzy na razie ich nie odczują. Jacek Wróblewski z firmy wydobywczej BNK Petroleum przypomniał, że bariery dla inwestorów stwarza nie tylko prawo geologiczne, ale także administracyjne, budowlane, wodne, prawo ochrony środowiska. – Amerykanie zostawili troskę o środowisko przyszłym pokoleniom, rezygnując z badań geofizycznych. Tam mogą wiercić nawet pojedyncze rodziny. My zachowujemy większą staranność, ale i u nas w którymś momencie to przyspieszenie nastąpi – zapewnił prof. Such.

Nawet najlepsze ustawy – podkreślono – nie pomogą, gdy po stronie urzędników brakuje dobrej woli, kompetencji i odwagi podejmowania decyzji. W Polsce tematyka gazu łupkowego jest nowa dla aparatu administracji, dlatego konieczne jest zorganizowanie szkolenia dla urzędników.

Małgorzata Goss

“Nasz Dziennik”

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply