Konfedratka

Jakże często tekst, który recytujemy czy śpiewamy, obchodzi nas żenująco mało. Nawet jeśli chłoniemy go całym sercem, nasz umysł zupełnie go nie przyswaja, a w każdym razie nie analizuje.Dlatego często mówimy i śpiewamy coś, co rozumowi przeczy, ale nam to nie przeszkadza, tekst ów bowiem niesie (w naszym pojęciu) zawsze tylko te treści, które chcemy, aby niósł, a nie te, które tak naprawdę z niego wynikają. To znaczy – wynikałyby, gdyby każdy brał pod uwagę właściwą literę tekstu; w sumie zaś nie wynikają, bo większość śpiewających czy recytujących rozumie sobie tekst po swojemu, tak jak chce. Tak, tak, tak właśnie, pamiętam, tak było zwłaszcza w latach Solidarności. Nas, licealistów, niesłychanie podniecały wtedy górnolotnie lub buńczucznie brzmiące pieśni i hasła typu „modlitwa modlitwą, a tu trzeba brzytwą” Kelusa, albo „wyrwij murom zęby krat” – które to słowa Kaczmarski umieścił w swojej pieśni na zasadzie antyrewolucyjnej parodii, ale natychmiast spopularyzowały się właśnie jako zawołanie rewolucyjne. W euforię wprowadzało nas także, a może zwłaszcza, śpiewanie tak zwanej „Konfederatki”. Jak sądziła większość śpiewających, miała to być prawdziwa, stara pieśń konfederatów barskich:

Nigdy z królami nie będziem w aliansach,

Nigdy przed mocą nie ugniemy szyi;

Bo u Chrystusa my na ordynansach,

Słudzy Maryi!

Wydawało się nam wówczas, że po prostu wiadomo o czym to jest. No bo przecież wiadomo, o czym muszą śpiewać konfederaci barscy – że musi to być piosenka konserwatywna, pobożna, ksenofobiczna, czyli antysowiecka i antykomunistyczna. Bar leży przecie na Kresach zagarniętych przez Sowietów. I dlatego też moi koledzy-monarchiści jeszcze w latach osiemdziesiątych wyli „konfederatkę” na swoich zagranicznych rajdach, chwaląc się nią przed francuskimi przyjaciółmi. Tylko że kiedy ci ostatni, zauroczeni temperaturą i ferworem pieśni, zaczęli się dopytywać, o co w niej właściwie chodzi – pojawiły się poważne problemy z wytłumaczeniem pierwszego wersu: „nigdy z królami”. „Nigdy z królami”?! Jak mogą coś takiego śpiewać monarchiści?! Ja też się z początku dziwiłem, ale potem zrozumiałem. Tak samo przecież funkcjonują miłośnicy Kaczmarskiego i zarazem Sarmacji (należę do nich), którym nie przeszkadza, że pieśni wielkiego barda są zasadniczo antysarmackie. Nie przeszkadza – dlatego, że będąc nawet „anty”, pieśni te samym swoim istnieniem powołują jednak do istnienia naszą ukochaną Sarmację. A ponieważ są genialne, to już nieważne, czy Sarmację krytykują, czy nie – tak czy inaczej świetnie się ich słucha i je śpiewa, i samym śpiewaniem Sarmację chwali, nawet jeśli pozostaje to w sprzeczności z literą tekstu. Podobnie jest z „Konfederatką”. Literalnie rzecz biorąc, początek tej pieśni wydaje się, po bliższym rozważeniu, zupełnie bez sensu. Wszak konfederaci barscy właśnie wchodzili bądź chcieli wchodzić w alianse z dokładnie wszelkimi możliwymi monarchami (austriackim, francuskim, pruskim, tureckim) i na dodatek mieli własnych kandydatów na polski tron (w alianse nie zamierzali wchodzić tylko z królem Stasiem, bo jakiż to król? – ale to inna kwestia). Wytłumaczmy więc, że „Konfederatka” jest wypadkową autentycznej, barskiej poetyki i poglądów naszego lubego wieszcza Juliusza Słowackiego. Słowacki lubił parafrazy, którymi niczym powój oplatał cudze motywy, postacie, dzieła, wydarzenia i przemieniał je w arcydzieła własne. Taką parafrazą i arcydziełem jest też „Konfederatka”, którą Wieszcz zamieścił w I akcie „Księdza Marka”. Ma ona jeden wzór bezpośredni – autentyczną pieśń barską „Stawam na placu z Boga ordynansu” (powtarzają się tu owe „…anse” oraz sama struktura strofy) – i wiele wzorów pośrednich, jak dajmy na to szereg apokaliptycznych wręcz wizji walk z mocami piekielnymi. Drugi Wieszcz znał wprawdzie literaturę barską wybiórczo i w zasadzie inaczej nie mógł jej znać, siedząc podczas Wielkiej Emigracji na Zachodzie, ale za to przeżył ją dogłębnie i wydestylował z niej niemal wszystko co wzniosłe, barokowe, zawadiackie i sarmackie. Tym niemniej jako niepoprawny romantyk, antyklerykał i antymonarchista dodał do niej jeszcze ów pierwszy, antykrólewski, romantyczny wers „nigdy z królami…”, który do konfederacji pasuje jak pięść do nosa. Długo jednak nie pamiętano o „Konfederatce” w ogóle. I nie pamiętano by do dziś, i nie pisałbym o niej, gdyby nie to, że na użytek jednej z teatralnych realizacji dopisał do niej melodię Andrzej Kurylewicz. Choć w jego oficjalnym oeuvre internetowym pieśni tej brakuje (cóż, w porównaniu z innymi dziełami tego twórcy to nikła drobnostka), „Konfederatka” należy jednak do jego najbardziej spopularyzowanych kompozycji. O czym najlepiej świadczy fakt, że „zgubiła” autora tekstu i melodii, poszła w lud niczym hymn, baśń, zaklęcie. Ba, znalazł się nawet naukowiec (przemilczę dane osobowe), który jeszcze niedawno świadomie i wbrew źródłom twierdził, że mamy do czynienia z prawdziwą pieśnią barską, wtórnie winkrustowaną przez Wieszcza w jego dramat. Ale nie ma się co tej sytuacji wstydzić. Przeciwnie. Po pierwsze, podobnie dzieje się w wielu krajach o bujnej tradycji romantycznej – do dziś we Francji ludzie śpiewają rzekome pieśni wandejskie, w istocie będące romantycznymi stylizacjami. Ponadto prawdziwe pieśni konfederackie zyskały dzięki „Konfederatce” nowy wymiar, nie mówiąc już o tym, że niektórych osobników (w tym i piszącego te słowa) właśnie „Konfederatka” zachęciła do zagłębienia się w epokę Baru.

Jacek Kowalski

———————————-

W załączeniu : „Pieśń Konfederatów” z I Aktu „Księdza Marka” Juliusza Słowackiego, na melodię skomponowaną przez Andrzeja Kurylewicza. Śpiewają Jacek Kaczmarski i Jacek Kowalski, gra Jacek Kaczmarski i zespół Monogramista JK, aranżacja Wiesława Wolnika. Nagranie pochodzi ze stycznia 1995 roku. Jest to finalny fragment dialogowanego koncertu obu powyższych podmiotów wykonawczych pt. „Dwie Sarmacje”, który pierwotnie został zarejestrowany i wyemitowany przez poznańską stację TVP. Opublikowano go ostatnio na płycie załączonej do periodyku „Christianitas”.

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply