Red. Chrabota słusznie zidentyfikował nacjonalizm ukraiński jako nurt mający historyczne zatargi z Polską i Polakami. Na tym niestety kojarzenie faktów u dziennikarza się kończy. Tiahnybok wyczuł doskonale, z kim ma do czynienia i pozwolił sobie na interpretację nacjonalizmu ukraińskiego jako miłości do ziemi i do współplemieńców („do ludzi” – jak mówi Tiahnybok).

Sam fakt przeprowadzenia wywiaduz taką osobą nie budziłby wątpliwości, jednak poza zdawkową informacją o tym, że Tiahnybok lideruje Swobodzie, czytelnik nie dowie się niczego więcej. Czym jest Swoboda, jaki ma program, jak jest klasyfikowana przez politologów – tego nie napisano. A przecież późniejsze słowa Tiahnyboka padające w wywiadzie na różne tematy, przede wszystkim na temat stosunków polsko-ukraińskich, w kontekście politycznej i ideologicznej proweniencji lidera Swobody mają zupełnie inny wydźwięk – i dopiero wówczas można z satysfakcją odnotować spełnienie dziennikarskiego obowiązku. Tego elementu wyraźnie brakuje.

W wywiadzie Tiahnybok wyraźnie dystansuje się od Prawego Sektora, pozycjonując ich jako „radykałów”. Jest to zręczna i od dawna stosowana taktyka poszerzania pola tolerancji dla poglądów, które na Ukrainie dla wielu są zbyt skrajne i nie do przyjęcia. Nacjonalizm ukraiński, kwalifikowany po prostu jako banderyzm – od nazwiska Stepana Bandery, przebił się do głównego nurtu na początku dzięki politykom Bloku Julii Tymoszenko (obecna Batkiwszczyna – Ojczyzna, partia szefa quasi-rządu Ukrainy Jaceniuka), gdy uwaga skupiona była na mających opinię politycznych chuliganów „swobodowcach”. Obecnie Swoboda osłania się Prawym Sektorem, a treści nacjonalistyczne – banderowskie stają się coraz bardziej przyswajalne. Tiahnybok nie musiał nawet stosować żadnych chwytów retorycznych – w czym na pewno jest zręczny – dziennikarz sam podpowiedział mu nazwę Prawego Sektora, co pozwoliło liderowi Swobody na uniknięcie odpowiedzi na pytania o własną partię. A tych pytań polski dziennikarz powinien mieć sporo, o ile oczywiście zakładamy, że przygotował się do wywiadu.

Red. Chrabota słusznie zidentyfikował nacjonalizm ukraiński jako nurt mający historyczne zatargi z Polską i Polakami. Na tym niestety kojarzenie faktów u dziennikarza się kończy. Tiahnybok wyczuł doskonale, z kim ma do czynienia i pozwolił sobie na interpretację nacjonalizmu ukraińskiego jako miłości do ziemi i do współplemieńców („do ludzi” – jak mówi Tiahnybok). Czy właśnie w tym momencie dziennikarz „Rzeczpospolitej” nie powinien wyjąć przygotowanej wcześniej notatki z podstawowymi tezami nacjonalistów ukraińskich, których aktywnie czci Swoboda? Naukowe opracowania – krótkie przecież artykuły, a nie przepastne tomiszcza – są do dyspozycji na ten temat w języku polskim. Wystarczyłoby nawet zacytować „Dekalog ukraińskiego nacjonalisty” czy w ogóle samo dzieło „Nacjonalizm” Doncowa, żeby podważyć słowa ukraińskiego polityka. Doncow zupełnie jak Hitler tępił miłosierdzie i szacunek do innych, nawoływał do walki, która ma hartować naród na drodze „twórczej przemocy”, zaś inny bohater „swobodowców”, Roman Szuchewycz, głosił, iż można zabić nawet połowę Ukraińców, aby Ukraina była czysta jak łza. Ten wywiad to zmarnowana okazja ku temu, by pytania o interpretację ukraińskiego nacjonalizmu zadać. Najwyraźniej Tiahnybok ma dobrze zorientowanych ludzi w Polsce (można sądzić, że są to liderzy banderowskiego Związku Ukraińców w Polsce, doskonale znający nasze realia i stan debaty polsko-ukraińskiej) i wie, że może sobie pozwolić na mówienie wszystkiego, gdyż nikt go nie dopyta o rzeczy, z wyjaśnieniem których mógłby mieć problem. A do wyjaśnienia jest kilka spraw.

Po pierwsze, czemu Swoboda blokowała przez pół roku przekazanie Domu Polskiego we Lwowie miejscowym Polakom? Twierdzenia Tiahnyboka, jakoby to nacjonaliści przyczynili się do tego, że Polacy dysponują nadającym się do generalnego remontu budynkiem wydzierżawionym na 49 lat, jest ordynarnym kłamstwem. Ze strony miasta Lwowa nalegał na to Andrij Sadowyj, wedle analityka Ośrodka Studiów Wschodnich Tadeusza Olszańskiego, jest to jedyny lwowski polityk przychylny Polsce i Polakom – w przeciwieństwie do Rady Miasta Lwowa właśnie, w której większość ma Swoboda. Dziennikarz może nie znać niuansów, nie czytać analiz i opracowań, ale może i powinien konsultować się z ekspertami albo przeprowadzić jakikolwiek research, bo można zakładać, że sprawa Domu Polskiego we Lwowie jednak dziennikarza „Rzeczpospolitej” interesuje. Tymczasem decyzja o przekazaniu budynku zapadła na szczeblu Komorowski-Janukowycz, natomiast Rada Miasta Lwowa blokowała akt przekazania, dodatkowo mobilizując swoich działaczy w obwodach wymienionych przez Tiahnyboka jako przykłady miejsc, gdzie polsko-ukraińska współpraca się układa: iwanofrankiwskim (stanisławowskim), tarnopolskim, lwowskim. To właśnie miejscowe rady obwodowe zdominowane przez partię Tiahnyboka przyjmowały równoczesnie uchwały oskarżające Polskę nawet o „600-letnią politykę wynaradawiania Ukraińców”, zaś reprezentacja parlamentarna partii zapowiedziała ustami rzecznika Oleksandra Aronca, że w odpowiedzi na prace w polskim Sejmie dot. uchwały poświęconej ludobójstwu na Wołyniu partia skieruje do Werhownej Rady wniosek o uznanie Armii Krajowej za formację ludobójczą. Wcześniej zbrodniczy charakter działań Armii Krajowej wobec ludności ukraińskiej podkreślał Andrij Możnyk, wiceprzewodniczący „Swobody”. Polityk stwierdził również, że przed wojną „Polska prowadziła politykę obliczoną na zniszczenie ukraińskiej tożsamości”. Temu zapewne przyklasnąłby Tiahnybok, gdyby został o to odpowiednio dopytany, tymczasem dziennikarz zadowolił się stwierdzeniem, że Polacy mieli Piłsudskiego, a Ukraińcy Banderę, wobec tego każdy naród ma swoich bohaterów. Tiahnybok podaje też przykład stosunków polsko-niemieckich jako exemplum dla Polaków i Ukraińców. Tylko kto wg Tiahnyboka pełni tutaj rolę Niemiec, a kto Polski? Tego nie wiedzieliśmy przed wywiadem i nie wiemy również po jego lekturze.

Co konkretnie zarzuca Tihnybok Piłsudskiemu? Tego nie wiemy, a dobrze by było wiedzieć, gdyż truizmem byłoby powiedzenie, iż „przeszłość to dziś”, wobec czego interpretacja historii ma znaczący wpływ na współczesne priorytety w polityce. Czy zarzuty wobec Piłsudskiego personifikującego dla Ukraińców II Rzeczpospolitą to swobodny rozwój ukraińskiej spółdzielczości, istnienie szkolnictwa państwowego, czynna Cerkiew grekokatolicka będąca dzięki konkordatowi państwem w państwie (za nadużywanie konkordatu i nielojalność wobec Polski papież upominał grekokatolickich hierarchów)? A może pacyfikacja Galicji Wschodniej będąca odpowiedzią na zorganizowane akty terroru i sabotażu, po której nawet Liga Narodów była zmuszona stwierdzić, że Polska nie prowadzi wobec Ukraińców polityki prześladowań i gwałtów? Dlaczego dziennikarz przeszedł do porządku dziennego nad analogią poczynioną przez Tiahnyboka: Piłsudski – Bandera? Przecież jednym z polityków, którzy w II RP postulowali daleko idące ustępstwa wobec Ukraińców, był Tadeusz Hołówko. Zginął on z rąk ukraińskich nacjonalistów zaniepokojonych możliwym zbliżeniem polsko-ukraińskim i zainteresowanych w eskalowaniu napięcia. I mordercy Hołówki to dziś bohaterowie dla nacjonalistów pokroju polityków Swobody. Niedawno Tiahnybok wymienił też metody terrorystyczne OUN-UPA jako godne naśladowania, a Bronisława Pierackiego – działacza prometejskiego, polityka o orientacji pro-ukraińskiej w II RP, nazwał „okupantem Ukrainy”.

Sam Piłsudski był człowiekiem, który chciał Ukraińcom wywalczyć i zbudować państwo ukraińskie nad Dnieprem. Że miało się kończyć na Zbruczu i nie obejmować Lwowa? Dążenia do znalezienia się polskiego miasta w polskich granicach to jeszcze nie wyraz szowinizmu, chyba że tymi „szowinistami” są dzieci spoczywające na Łyczakowie, zwane Orlętami Lwowskimi. To zresztą potwierdzałoby, dlaczego 25 lipca 2013 roku radni Swobody w Radzie Miasta Lwowa odnieśli się przychylnie do postulatów kilku organizacji społecznych, których zamiarem byłoby usunięcie „polskiej okupacyjnej symboliki wojskowej”, czyli Miecza Chrobrego z Cmentarza Obrońców Lwowa oraz z Cmentarza Janowskiego – a przecież spoczywają tam też obrońcy miasta przed nawałą bolszewicką. Dziennikarz nie zapytał też, czy Tiahnybok opowiada się za pełnym odtworzeniem nekropolii Orląt, bo skoro deklaruje się jako antykomunista, to powinien konsekwentnie opowiadać się za przywróceniem nekropolii stanu sprzed dewastacji z 1971, którą komuniści przeprowadzili czołgami.

Można zrozumieć, że wywiad dotyczyć miał czegoś innego, ale albo się porusza daną kwestię – w interesującym nas przypadku: stosunki polsko-ukraińskie – dogłębnie, albo się jej nie porusza – bo co z takiego powierzchownego wywiadu wynosi czytelnik poza ewentualnym zdezorientowaniem?

Tiahnybok odsyła też do pomysłów organizowania konferencji i okrągłych stołów historyków nt relacji polsko-ukraińskich. Takie konferencje odbywały się już nie raz pod nazwą „Polska – Ukraina: trudne pytania” i słowo „beton” byłoby najbardziej adekwatne do określenia postaw ukraińskiej strony. Dowiedzenie się, kto z polskiej strony brał udział w tych konferencjach, nie jest trudne – czemu więc dziennikarz tego nie zrobił?

Fakty są od dawna znane: ukraińscy nacjonaliści NIE CHCĄ rozliczać swoich ideowych przodków i ich zbrodni – bo niby czemu mieliby chcieć? Taktyka kluczenia i dezinformacji poprzez rysowanie sztucznej symetrii win jest tutaj stosowana nagminnie, co czyni też sam Tiahnybok w wywiadzie (Piłsudski – Bandera). Ich stanowisko jest jasne i odpowiada mniej więcej temu, co zasugerował na 2 tygodnie przed śmiercią Jerzy Giedroyc (którego imienia nagrodzie patronuje właśnie „Rzeczpospolita”): zbrodnie nacjonalistów ukraińskich muszą zostać po prostu zapomniane, raz na zawsze. I to jest warunkiem dobrych stosunków polsko-banderowskich. W innym przypadku będziemy Polakom uprzykrzać życie, blokować przekazywanie Domu Polskiego, nazywać AK-owców ludobójcami. W zamian nie będziemy już plugawić Cmentarza Orląt, jak to miało miejsce w latach ’90 i nie będziemy wypominać wam waszych, Polaków, win wobec Ukraińców w II Rzeczpospolitej – zdają się mówić ukraińscy nacjonaliści. Ta gra jest nazbyt czytelna, ale jeszcze nie dla wszystkich – na czym korzystają ludzie pokroju Tiahnyboka. Obowiązkiem dziennikarza jest ją rozszyfrowywać i nie dać się w nią wciągnąć, a nie przystawać na nią.

Marcin Skalski

1 odpowieź

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply