Dwie manifestacje

Mecz i przemarsz w Warszawie mogą stanowić dogodny pretekst do odciągnięcia uwagi mediów od demonstracji w Moskwie. Zwierciadlana zależność pomiędzy tymi manifestacjami zdaje się potwierdzać niebywałe postępy, jakie w kilku ostatnich latach poczyniło oficjalne zbliżenie polsko-rosyjskie. Odnieść można wrażenie, że rosyjska polityka wewnętrzna toczy się już w Polsce.

Naród ma prawo do pokojowych masowych protestów w celu wywierania nacisku na władzę oraz w celu jej zmiany” – głosi projekt “Manifestu wolnej Rosji”, który ma być przyjęty na wiecu w Moskwie 12 czerwca br. Ruch społeczny, który rozwija się w Rosji od grudnia zeszłego roku, autorzy dokumentu nazywają “pokojową rewolucją antykryminalną”. Przejście od “dyktatury złoczyńców” do demokracji powinno dokonać się w sposób pokojowy oraz w zgodzie z obecnie obowiązującą konstytucją – czytamy dalej w manifeście. Protesty w różnych formach, nie wyłączając akcji obywatelskiego nieposłuszeństwa, powinny najpierw doprowadzić do dymisji Putina jako symbolu całego systemu, następnie do przyjęcia nowych ustaw o wyborach prezydenta, Dumy Państwowej i władz regionalnych, a w dalszej kolejności do wyłonienia legalnych władz państwowych w drodze wolnych i uczciwych wyborów. “Obecna władza zwierzchnia w Rosji jest bezprawna. Putin i jego grupa uzurpowali ją sobie w nieuczciwych i sfałszowanych wyborach. Będąc cynicznymi uzurpatorami, nie są oni w stanie rozwiązać ani społecznych, ani gospodarczych problemów kraju. (…) Kontynuacja polityki Putinowskiej grozi konfrontacją domową, rozpadem państwa i chaosem” – głosi projekt manifestu.

Na ruinach imperium
Zapowiadane ogłoszenie “Manifestu wolnej Rosji” w dniu oficjalnego święta państwowego może przywrócić dacie 12 czerwca jej dawny blask wolności. Rosyjskie święto państwowe zostało ustanowione w 1994 roku z inicjatywy pierwszego prezydenta Borysa Jelcyna dla uczczenia przyjęcia 12 czerwca 1990 roku przez zjazd deputowanych ludowych deklaracji o suwerenności państwowej Rosyjskiej Sowieckiej Federacyjnej Republiki Socjalistycznej. Chociaż zgodnie z tym aktem rosyjska republika sowiecka pozostawała w składzie Związku Sowieckiego (do grudnia 1991 roku), to jednak konflikt rosyjskich władz z Michaiłem Gorbaczowem walnie przyczynił się do rozpadu imperium partii komunistycznej. W drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych zaczęto święto to nazywać Dniem Niezależności, ale z powodu niskiej akceptacji społecznej Jelcyn zaproponował inny termin – Dzień Rosji. Odpowiednie zmiany w kodeksie pracy przeprowadzono dopiero w 2002 roku. Jest to więc święto nowe, ze swojego ducha jelcynowskie, a więc dobrze odzwierciedlające wewnętrznie sprzeczny charakter podmiotowości politycznej Federacji Rosyjskiej, która powstała co prawda w toku rozpadu Związku Sowieckiego, ale jest jego kontynuatorką prawną.
Warto pamiętać, że Rosja, w przeciwieństwie do innych republik sowieckich, nigdy nie ogłosiła niepodległości, co w sensie mentalnym czyni ją ruiną imperium. Jest więc Federacja Rosyjska w swej istocie byłą republiką sowiecką, która w efekcie rozpadu Związku Sowieckiego i międzynarodowego uznania uzyskała samodzielny status polityczny, ale nie odzyskała dumy. Pisał o tym Jelcyn w książce pt. “Prezydencki maraton”, przyznając, że w 1991 r. Rosjanie utracili jedyną i niepowtarzalną szansę odzyskania swojej ojczyzny. Jego zdaniem, gdyby Rosjanie postąpili inaczej, to “bylibyśmy dumni z tego uczucia przywróconej historycznej sprawiedliwości” oraz “inaczej traktowałby nas świat”. Można zatem wyciągnąć wniosek, że gdy brakuje autentycznego poczucia dumy, rodzi się potrzeba kompensowania go za pomocą sukcesów, np. sportowych, a w sytuacjach skrajnych – poprzez niechęć do otaczającego świata i chęć prowokowania go.

Rosjanie w Warszawie
Obraz, który jawi się z doniesień agencyjnych ostatnich dni, zdaje się potwierdzać ten pogląd. W tym samym czasie, gdy liderzy ruchu społecznego zajęci byli w Moskwie uzgadnianiem trasy świątecznej manifestacji oraz miejsca przeprowadzenia wiecu, na którym ma być przyjęty “Manifest wolnej Rosji”, w Warszawie Wszechrosyjskie Zjednoczenie Kibiców zgłosiło zamiar przeprowadzenia kontrmanifestacji oraz prowadziło na ten temat rozmowy z władzami stolicy. Wrażenie to niechybnie musi umocnić bliższa znajomość kolejnych faktów towarzyszących organizacji obu rosyjskich manifestacji – jednej w Moskwie, a drugiej w Warszawie. Otóż w Moskwie obie izby rosyjskiego Zgromadzenia Federalnego przyjęły poprawki do ustaw o zgromadzeniach publicznych. Przewidują one możliwość nałożenia wysokich kar na uczestników i organizatorów takich zgromadzeń. Zgodnie z tymi poprawkami obywatele przebywający w tym samym czasie w jednym miejscu lub przemieszczający się w tym samym kierunku, jeśli naruszą np. przepisy ruchu drogowego lub utrudnią przemieszczanie się przechodniom, mogą być ukarani mandatami w wysokości do miliona rubli (ok. 100 tys. złotych). Poprawki pomimo negatywnej opinii ciał doradczych prezydenta i ministra spraw wewnętrznych pospiesznie podpisał Władimir Putin, tak aby mogły być one zastosowane już 12 czerwca wobec tych obywateli Rosji, którzy zamierzają manifestować swoje przywiązanie do zasad proklamowanych w konstytucji.
Zupełnie inna atmosfera panuje w Warszawie. Po kilku wypowiedziach polskich czynników oficjalnych, prowokujących gniewne rosyjskie reakcje, organizatorzy przemarszu uzyskali zgodę władz stolicy, chociaż ich wniosek nie spełniał wymogów formalnych. Początkowo rosyjski minister sportu, turystyki i polityki młodzieżowej Witalij Mutko, w niedawnej przeszłości kolega Putina z merostwa w Sankt Petersburgu, zapowiedział, że upolitycznione zakazy mogą doprowadzić do nieprzewidywalnych następstw, a Aleksander Szprygin, szef ogólnorosyjskiej organizacji kibiców, w niedawnej przeszłości przywódca kibiców klubu piłkarskiego “Dynamo”, w czasach sowieckich afiliowanego przy organach bezpieczeństwa, zapowiedział czerwony protest w Warszawie z eksponowaniem czerwonych gwiazd, sierpów i młotów oraz innych symboli sowieckich. W organizację Euro zaangażowane są duże pieniądze i wielka polityka. Wątpliwe zatem jest, aby bez ich zgody coś istotnego wydarzyło się w Warszawie w dniu meczu Polska – Rosja, zbiegającego się w czasie z antyputinowskimi demonstracjami w Moskwie. Tym bardziej że mecz i przemarsz w Warszawie mogą stanowić dogodny pretekst do odciągnięcia uwagi mediów od demonstracji w Moskwie. Zwierciadlana zależność pomiędzy tymi manifestacjami zdaje się potwierdzać niebywałe postępy, jakie w kilku ostatnich latach poczyniło oficjalne zbliżenie polsko-rosyjskie. Odnieść można wrażenie, że rosyjska polityka wewnętrzna toczy się już w Polsce.

Socjalizm nie przejdzie
Nie wiemy, jak zachowają się rosyjscy kibice w Warszawie, ale zapowiedź demonstrowania 12 czerwca symboliki sowieckiej wygląda nie tylko jak antypolska prowokacja, ale jest przede wszystkim gestem sprzeciwu wobec idei wolnej Rosji. Znaczenie tego gestu może osłabić fakt, że subkultura kibicowska jest mało ukształtowana pod względem politycznym. W latach dziewięćdziesiątych były to środowiska raczej apolityczne, jednak badacze zwracają uwagę na stopniowe przenikanie radykalnych ideologii nacjonalistycznych. Aleksander Tarasow, szef lewicowego Centrum Nowej Socjologii i Badania Praktyki Politycznej “Feniks”, pisał niedawno, że temu procesowi sprzyja skupianie się fanatyków futbolu wokół uczucia wrogości wobec kibiców innych klubów. W artykule “Subkultura fanatyków futbolu w Rosji a radykalizm prawicowy” odnotował on wiele przykładów posługiwania się przez niektórych kibiców symboliką narodowo-socjalistyczną, emblematami dywizji SS, nazywania swoich grup kibicowskich “aryjczykami” oraz podkreślania odmienności etnicznej “przeciwników” z innych klubów. Sam Szprygin (pseudonim “Komancz”) musiał się wielokrotnie tłumaczyć publicznie z powodu zdjęcia zamieszczonego w internecie, na którym widnieje on z ręką podniesioną w faszystowskim geście powitalnym.
Zachowania, w których Tarasow dostrzegł radykalizm prawicowy, zostały nazwane przez byłego ministra spraw wewnętrznych Rosji gen. Raszyda Nurgalijewa radykalizmem lewicowym. Świadczy to o pewnym zamęcie ideowym. Nie jest zresztą ważne, czy środowiska te częściej odwołują się do symboli narodowego socjalizmu, czy też socjalizmu międzynarodowego. Istotne jest, że władze Warszawy podjęły z tymi ludźmi odpowiednie ustalenia i współpracę. W ten sposób praktyka zapoczątkowana przez akcję bezpośrednią niemieckich “antyfaszystów” w dniu Święta Niepodległości zostanie zapewne rozwinięta i wzbogacona o nowe elementy. Dlatego też na zaistniałą sytuację powinniśmy reagować zgodnie z maksymą Pliniusza “Notum provocatumque est” (Rzecz odnotowana jest). Należy zapamiętać wszystko, co będzie się działo 12 czerwca w Moskwie i w Warszawie, gdyż przyszłość obu naszych wielkich narodów nie powinna zależeć od ludzi demonstrujących sowiecką symbolikę i od tych, którzy im w tym pomagają.

Włodzimierz Marciniak
“Nasz Dziennik”, 12 czerwca 2012.
[link=http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20120612&typ=my&id=my03.txt]
Autor jest politologiem i sowietologiem z Instytutu Studiów Politycznych PAN.
0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply