Chorwackie déjà vu

Nie minął nawet rok od poprzednich wyborów parlamentarnych, a Chorwaci w połowie września musieli ponownie pójść do urn. I tak jak przed rokiem w wyniku głosowania żadna z dominujących partii nie uzyskała samodzielnej większości, do budowy koalicji po raz kolejny potrzebny jest dodatkowy partner i ponownie rozmowy o nowym gabinecie rządowym trwają w nieskończoność.

Chorwacki system wyborczy jest skonstruowany tak, że nie ma sensu przytaczać procentowych wyników głosowania z 11 września b.r.. W podziale mandatów poselskich może bowiem uczestniczyć każde ugrupowanie, które przekroczy próg 5 proc. głosów w jednym z dziesięciu okręgów wyborczych. Największą liczbę swoich przedstawicieli do Saboru wprowadził blok prawicy pod przywództwem Chorwackiej Wspólnoty Demokratycznej (Hrvatska demokratska zajednica, HDZ), który w nowej kadencji parlamentu będzie miał 61 posłów. Drugi wynik uzyskała „Koalicja Ludowa” na czele z Socjaldemokratyczną Partią Chorwacji (Socijaldemokratska partija Hrvatske, SDP), której udało się wprowadzić do Saboru swoich 54 przedstawicieli. Tak jak w listopadzie ub.r. trzeci wynik przypadł liberalnej partii MOST, choć tym razem będzie ona reprezentowana przez 13 posłów (w zeszłej kadencji było ich 19). Ośmiokrotnie swój stan posiadania zwiększyła kolejna koalicja wyborcza skupiona wokół antysystemowego ugrupowania „Żywy Mur” (Živi zid), stąd jej idee będzie promować ośmiu polityków. Pozostałych piętnaście miejsc obsadzili przedstawiciele mniejszości narodowych, partii regionalistycznych i mniejszych ugrupowań chorwackiej prawicy.

Krótki żywot Okreskovicia

Poprzednia koalicja rządowa rodziła się w prawdziwych bólach, a nieoczekiwane zwroty akcji w negocjacjach prowadzonych pomiędzy centroprawicą, centrolewicą i MOST-em były nie do zrozumienia nawet przez najbardziej wytrawnych chorwackich publicystów politycznych. Rozmowy trwające od początku listopada zakończyły się dopiero w styczniu, stąd 22 stycznia Sabor przegłosował wotum zaufania dla gabinetu Tihomira Oreškovicia, który stał się tym samym pierwszym w historii Chorwacji rządem koalicyjnym. Mieszkający przez większość życia w Kanadzie menadżer branży farmaceutycznej miał być kompromisowym premierem HDZ i MOST-u, stąd faktycznie przez pół roku swoich rządów nie miał on zbyt dużo do powiedzenia. Kierunek polityczny koalicji rządowej wyznaczali bowiem dwaj wicepremierzy, a więc lider HDZ Tomislav Karamarko i szef MOST-u Božo Petrov. Program rządu Oreškovicia zawierał przede wszystkim powtarzane jak mantrę przez kolejne ekipy hasła walki z korupcją, bezrobociem i gospodarczym zacofaniem kraju przeżywającego dobrze znany w Polsce exodus młodych mieszkańców. Dość szybko okazało się jednak, że HDZ i MOST nie mogą dojść do porozumienia w najważniejszych kwestiach, natomiast część ministrów wolała zająć się przede wszystkim kwestiami ideologicznymi. Stąd częściej niż o postępach w reformie finansów publicznych można było przeczytać o kolejnych dyskusjach na tematy historyczne. Przez Chorwację przetaczały się więc oklepane debaty dotyczące Niezależnego Państwa Chorwackiego z czasów II wojny światowej, rządów Josipa Broz Tito czy też wojny w byłej Jugosławii. Prym wiódł w tej kwestii zwłaszcza minister kultury i historyk Zlatko Hasanbegović, który zwłaszcza w latach 90. XX w. był aktywny w grupach radykalnych chorwackich nacjonalistów, a w trakcie pełnienia ministerialnej funkcji zajął się chociażby rewizją historii słynnego obozu koncentracyjnego w Jasenovacu.

Ostateczną przyczyną upadku koalicyjnego rządu były jednak niejasne interesy liderów chorwackiej centroprawicy. Pierwszy prezydent niepodległej Chorwacji i założyciel HDZ Franjo Tuđman przed swoją śmiercią w 1999 r. stworzył bowiem oligarchiczny system pasożytujący na państwie, dobrze znany w Polsce z podobnych przemian po upadku komunizmu. Do dzisiaj HDZ ma więc dużo podejrzanych powiązań, a kilku prawicowych polityków znalazło się nawet w więzieniach. W maju okazało się więc, że żona wspomnianego wicepremiera Karamarki (notabene również związanego z oligarchami) otrzymywała wynagrodzenie od lobbysty związanego z węgierskim koncernem paliwowym MOL, który znajduje się w sporze prawnym z rządem Chorwacji. W całej sprawie chodzi o przejęcie chorwackiego potentata naftowego INA, co zdaniem poprzedniego socjaldemokratycznego gabinetu zagraża interesom narodowym kraju i odbyło się z naruszeniem tamtejszego prawa. Karamarko oskarżany o konflikt interesów przez swoich koalicjantów nie chciał zrezygnować z funkcji wicepremiera, stąd MOST postanowił wycofać swoich ministrów z rządu Oreškovicia. 16 czerwca Sabor zdecydował się więc na swoje samorozwiązanie.

Nowy lider prawicy

Choć Karamarko nie chciał ustąpić z funkcji wicepremiera, to jednak ostatecznie pod koniec czerwca zrezygnował z funkcji przewodniczącego HDZ, którym był od maja 2012 r. i kilka tygodni wcześniej uzyskał reelekcję w wewnątrzpartyjnym głosowaniu. Polityk motywował swoją decyzję faktem, iż wbrew obietnicom nie udało mu się stworzyć stabilnej większości parlamentarnej, stąd postanowił ponieść tego konsekwencje. Decyzja Karamarki spowodowała, że pierwsze tygodnie po upadku rządu Oreškovicia stanęły pod znakiem emocji związanych z wyborami na nowego przewodniczącego HDZ. Choć na giełdzie nazwisk pojawiło się kilka postaci, od początku największe szanse na wybór miał europoseł Andrej Plenković. Polityk z drugiego szeregu HDZ przez lata był pracownikiem chorwackiego resortu spraw zagranicznych, a karierę partyjną rozpoczął dopiero w 2011 r. udanym startem z list prawicy w wyborach parlamentarnych. Od 2013 r. Plenković sprawował natomiast mandat posła do Parlamentu Europejskiego, gdzie pracował m.in. w komisji spraw zagranicznych i komisji budżetowej. Największym wyzwaniem stojącym przed Plenkoviciem było zbudowanie partyjnego zaplecza, co w przypadku HDZ jest bardzo trudne. Partia od dawna dzieliła się na dwa skrzydła – pierwsze centrowe i proeuropejskie, drugie związane z nacjonalistycznymi organizacjami weteranów z czasów wojny w byłej Jugosławii. Ostatecznie Plenković był jedynym kandydatem w partyjnych wyborach i 17 lipca został oficjalnie nowym liderem największej partii krajowej prawicy. W związku z faktem, iż nie posiadał on tak silnej pozycji jak Karamarko, który w ciągu czterech lat swoich rządów przesunął HDZ mocno na prawo, Plenković musiał szukać kompromisu z oboma skrzydłami swojego ugrupowania. Stąd też w ścisłym kierownictwie partii znalazło się zarówno miejsce dla przedstawicieli centrystów, jak i dla wspomnianego kontrowersyjnego ministra kultury Hasanbegovicia.

ZOBACZ TAKŻE: W Serbii wrze po masowych fałszerstwach wyborczych

Plenković zaczął swoje rządy nie od przygotowania kampanii wyborczej, ale od reorganizacji sojuszu partyjnego skupionego wokół HDZ. Opisany na początku artykułu system wyborczy powoduje, że właściwie wszystkie ugrupowania ubiegają się o mandaty do Saboru czy Parlamentu Europejskiego w szerokich blokach wyborczych. Przed rokiem w ramach takiej koalicji (startującej pod nazwą „Koalicji Patriotycznej”) HDZ wystartowało wraz z ośmioma innymi partiami, wśród których znalazły się dwa ugrupowania radykalnych nacjonalistów, a tym razem poza HDZ blok tworzyły jedynie trzy partie o chadeckim i liberalnym profilu. Prawica zrezygnowała jednocześnie z tematów historycznych (w kampanii była ona krytykowana przez socjaldemokratów za „tkwienie w ubiegłym stuleciu”), skupiając się na swoim gospodarczym programie. Ponadto HDZ skupiło się na typowo marketingowych zagrywkach, otwierając chociażby swoje listy wyborcze dla młodych ludzi, którzy coraz częściej zaczęli wybierać ugrupowania kontestujące obecny system polityczny Chorwacji.

Stracona szansa lewicy

Przed wyborami parlamentarnymi kryzys przywództwa dotknął także socjaldemokratów z SDP, choć dyskusje na temat partyjnego lidera trwały od listopada ub.r. Po ubiegłorocznej porażce z funkcji przewodniczącego nie zrezygnował bowiem Zoran Milanović, który od 2011 r. był szefem chorwackiego rządu. Co więcej, parę miesięcy po wyborczej porażce czyli w kwietniu został po raz czwarty z rzędu wybrany szefem największej partii lewicy, mimo coraz większej liczby krytycznych głosów wewnątrz SDP. Oponenci byłego premiera podkreślali, że nie tylko przegrał on wybory, ale także stworzył oligarchiczny system, który powoduje, iż coraz mniej osób bierze udział w demokratycznych procedurach wewnątrz partii. Głosy krytyki wobec Milanovicia przycichły jednak, kiedy na dobre rozgorzały spory wewnątrz koalicji rządowej HDZ i MOST-u. Lewica zaczęła zyskiwać bowiem w sondażach i wiele osób zaczęło widzieć w niej szansę na odsunięcie prawicy od władzy. Szefowi SDP udało się zresztą przyciągnąć do bloku wyborczego centrolewicy Chorwacką Partię Chłopską (Hrvatska seljačka stranka, HSS), która w ostatnich latach współpracowała z HDZ. Stronnicy Milanovicia przedstawiali to posunięcie jako sukces, jednak krytycy zwracali uwagę na niezbyt dobry wizerunek HSS wśród społeczeństwa – partia ta w sposobie działania i wpływach w samorządzie jest bowiem niemal wierną kopią Polskiego Stronnictwa Ludowego.

Kampania wyborcza centrolewicy miała więc być drogą do pierwszego od dawna wyborczego zwycięstwa, łatwego zwłaszcza z powodu wizerunkowych problemów prawicy i jej aliansów ze skrajnymi ugrupowaniami. Blok skupiony wokół SDP nie miał jednak ciekawego pomysłu na swoją promocję. Poza krytyką HDZ socjaldemokraci chwalili się głównie osiągnięciami wcześniejszych czterech lat swoich rządów, które miały przynieść odnotowywane w ostatnich miesiącach pewne ożywienie gospodarcze. Ponadto w kampanii nie obyło się bez wątków zaliczanych do zjawiska „jugonostalgii”, co jednak nie mogło otworzyć elektoratu partii na ludzi młodych, stąd chociażby na klipach wyborczych widać wyraźnie, iż wiece SDP przyciągały elektorat bardziej wymierający niż dopiero wchodzący w dorosłe życie. Mimo to w sondażach „Koalicja Ludowa” o kilka pkt. proc. wyprzedzała blok HDZ, dopóki ciosu centrolewicy nie zadał jej własny lider. W końcu sierpnia wyciekły bowiem nagrania ze spotkania Milanovicia z nacjonalistycznymi weteranami wojny w Jugosławii, gdzie szef SDP posługiwał się radykalną retoryką. Lider centrolewicy twierdził, że Bośnia i Hercegowina nie jest prawdziwym krajem, stąd też nie należy wykluczyć odłączenia od niej terenów zamieszkiwanych przez Chorwatów jeśli coraz więcej do powiedzenia w Bośni będą mieli Serbowie. Jeśli chodzi o wschodniego sąsiada Chorwatów, Milanović stwierdził, że Serbia rządzona jest przez aroganckich czetników chcących rządzić połową Bałkanów, stąd jest on w razie potrzeby gotowy blokować negocjacje Serbów z Unią Europejską. Wypowiedzi szefa chorwackiej centrolewicy spowodowały kolejny w ostatnich miesiącach kryzys w stosunkach chorwacko-serbskich, ponieważ serbski prezydent Tomislav Nikolić porównał jego słowa do retoryki używanej w czasach II wojny światowej przez ruch Ustaszy.

ZOBACZ TAKŻE: Nadchodzi Wielka Albania?

Po przegranych wyborach parlamentarnych Milanović zapowiedział w końcu, że nie będzie już więcej ubiegał się o fotel przewodniczącego SDP, a głosowanie w tej sprawie zostanie przeprowadzone w ciągu najbliższych pięciu miesięcy. Były premier nie miał sobie jednak zbyt wiele do zarzucenia, zły wynik swojego bloku tłumacząc niespodziewanie niską frekwencją.

Wzmocnienie „antysystemu”

W Chorwacji coraz bardziej widoczne jest znużenie obecną sceną polityczną, która od uzyskania niepodległości przez ten kraj podzielona jest między dwa główne bloki, a więc prawicę i centrolewicę. Pierwszy sygnał dotyczący wzrostu poparcia dla grup kontestujących chorwacki system polityczny pojawił się pod koniec 2014 r., kiedy odbywały się wybory prezydenckie. Trzeci wynik czyli blisko 16,5 proc. poparcia uzyskał wówczas 24-letni student Ivan Vilibor Sinčić z partii „Żywy Mur”, który niecały rok temu uzyskał mandat parlamentarzysty. Wówczas uznano to za porażkę młodego ruchu, jednak w przedterminowych wyborach koalicja skupiona wokół ugrupowania Sinčicia uzyskała osiem mandatów. „Żywy Mur” w ostatnich miesiącach przeprowadził z udziałem swojego lidera i posła kilka głośnych akcji, z których słynął już wcześniej. Antysystemowe ugrupowanie jeszcze przed swoją rejestracją w 2011 r. blokowało eksmisje lokatorów, a w swojej retoryce podkreśla sprzeciw wobec wszechmocy systemu finansowego, który jego zdaniem niszczy chorwacką przedsiębiorczość i społeczeństwo obywatelskie. „Żywy Mur” już po ogłoszeniu wyników wyborów parlamentarnych zapowiedział, że nie zamierza rezygnować ze swojego dotychczasowego charakteru i wykluczył możliwość podjęcia negocjacji na temat powołania nowej koalicji rządowej. Ugrupowanie liczy bowiem na swój dalszy rozwój i samodzielne przejęcie władzy w Chorwacji.

Największą niespodzianką ubiegłorocznych wyborów był świetny rezultat MOST-u, który również i w tym roku pełni funkcję języczka u wagi w trakcie negocjacji na temat powstania nowej koalicji rządowej. Ugrupowanie Božo Petrova po okresie współrządzenia z HDZ nie mogło już jednak przedstawiać siebie jako ruchu nieskalanego brudnymi politycznymi negocjacjami, tym bardziej, że MOST podpisując w styczniu umowę koalicyjną zrezygnował z większości swoich najbardziej radykalnych postulatów w kwestii reform strukturalnych. Decyzja o wejściu do rządu Oreškovicia kosztowała zresztą MOST odejście siedmiu parlamentarzystów już na początku poprzedniej kadencji, co przełożyło się też na zmniejszenie stanu posiadania po głosowaniu z początku września. Mało przekonująco w kampanii wypadł sam Petrov, który starał się straszyć wyborców zarówno Plenkoviciem, jak i Milanoviciem, mogącymi utworzyć wielką koalicję ze szkodą dla kraju. W tym kontekście nie dziwi więc fakt, że MOST musiał utracić część poparcia na rzecz „Żywego Muru”.

Zmierzch nacjonalistów

Zmiana wizerunku HDZ na bardziej umiarkowany była najgorszą możliwą wiadomością dla chorwackich nacjonalistów, którzy przed rokiem współtworzyli blok prawicy. Plenković jako nowy lider HDZ zdecydował się na zakończenie współpracy z Chorwacką Partią Prawa dr. Ante Starcevicia oraz Chorwacką Partią Czystych Praw (Hrvatska čista stranka prava, HČSP), które wzbudzały negatywne dla jego partii zainteresowanie ze strony mediów. Ugrupowania te sytuują się bowiem jeszcze bardziej na prawo niż radykalni działacze HDZ, zajmując się właściwie jedynie tematyką historyczną. HSP-AS i HČSP ostatecznie wystartowały w dwóch różnych narodowo-prawicowych blokach wyborczych, a poza nimi do wyborczego boju stanęły jeszcze trzy inne partie nawiązujące do historycznej Chorwackiej Partii Prawa (Hrvatska stranka prava, HSP), oczywiście zdobywając śladową ilość głosów. Chorwacki ruch nacjonalistyczny przypomina więc polskie lata 90. XX w., kiedy członkowie Stronnictw Narodowych nie wiedzieli już nawet, w którym z nich obecnie działają.

ZOBACZ TAKŻE: Wyścig zbrojeń na Bałkanach

Osoby o nacjonalistycznych poglądach znalazły się więc w Saborze jako działacze HDZ, na czele z wiceprzewodniczącym partii Hasanbegoviciem. Poza nim najbardziej znaną osobistością o tej politycznej orientacji jest Milan Kujundžić, który na zaproszenie Plenkovicia powrócił do partii po czterech latach rozłąki spowodowanej jego porażką w walce o przywództwo HDZ w 2012 r. Trudno powiedzieć natomiast jaka będzie przyszłość wspomnianych już czysto nacjonalistycznych ugrupowań, ponieważ tuż po wyborach do dymisji podali się wszyscy ich przewodniczący.

Negocjacje

Podobnie jak przed rokiem negocjacje na temat stworzenia nowego rządu nie są łatwe, ale tym razem nie obfitują przynajmniej w totalnie niezrozumiałe zwroty akcji. Kandydatem na nowego szefa rządu jest oczywiście Plenković, który pierwsze rozmowy podjął z parlamentarzystami reprezentującymi mniejszości narodowe, wśród których nie znalazł jednak większego poparcia z powodu polityków reprezentujących skrajne skrzydło HDZ. Dużo ważniejsze negocjacje zaczęły się więc trzy dni po wyborach, kiedy HDZ podjęło rozmowy z MOST-em. Plenković i Petrov od wielu dni podkreślają, że rozmowy są bardzo konstruktywne i powinny zakończyć się już niedługo, ale HDZ ma również plan B na wypadek braku porozumienia. Gabinet Plenkovicia mieliby wesprzeć wówczas posłowie niezrzeszeni, przedstawiciele chłopskiego HSS niezadowolonego ostatecznie z koalicji z centrolewicą, a także dwaj posłowie wybrani ze wspólnej listy stworzonej wokół „Żywego Muru”, co dawałoby w sumie 79 mandatów w 151-osobowym Saborze.

Bez względu na rezultat negocjacji nowy rząd będzie musiał w końcu zająć się realnymi problemami. Najważniejsze z nich to rosnący dług publiczny, konieczność reorientacji polityki zagranicznej wobec UE i powrót do dialogu z Serbami. Już niedługo okaże się więc, czy prawica rzeczywiście odchodzi od zastępczych tematów historycznych.

Marcin Ursyński

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply