Bułgarscy nacjonaliści wchodzą do gry

Wynik marcowych wyborów parlamentarnych nie dawał większego pola manewru centroprawicowej partii GERB Bojko Borisowa, stąd w skład nowej koalicji rządowej weszli nacjonaliści z sojuszu Zjednoczonych Patriotów. Choć niektórzy uczestnicy porozumienia wzbudzali w przeszłości duże kontrowersje, Bułgaria ma jednak kontynuować integrację ze strukturami zachodnimi.

Przetasowania na scenie politycznej Bułgarii miały miejsce już po ubiegłorocznych jesiennych wyborach prezydenckich, kiedy sromotnej porażki doznała kandydatka Obywateli na rzecz Europejskiego Rozwoju Bułgarii (GERB) Cecka Caczewa. Przed głosowaniem premier i lider GERB Bojko Borisow zapowiadał, iż w razie niepowodzenia Caczewej zrezygnuje ze stanowiska i dotrzymał słowa. Od końca stycznia funkcję szefa rządu pełnił więc Ognjan Gerdżikow z pozaparlamentarnego Narodowego Ruchu na rzecz Stabilności i Postępu (NDSV), natomiast w wyniku marcowej elekcji GERB stracił swoich dotychczasowych sojuszników, którzy nie przekroczyli progu wyborczego. W nowym parlamencie znalazło się bowiem miejsce dla pięciu ugrupowań, a więc GERB, nacjonalistycznej koalicji Zjednoczonych Patriotów, Bułgarskiej Partii Socjalistycznej (BSP) i jej lewicowych partnerów, reprezentującego turecką mniejszość Ruchu na rzecz Praw i Wolności (DPS) oraz populistycznej partii Wola. Nacjonaliści, chcąc wzmocnić swoją pozycję przetargową, zapowiadali, że mogą rządzić nawet z lewicą, ale jak można było przewidzieć ostatecznie rozpoczęli negocjację z centroprawicą Borisowa.

Borisow miał już doświadczenie negocjacji z nacjonalistami, dlatego zdawał sobie doskonale sprawę, iż porozumienie będzie niezwykle trudne. Partie tworzące koalicję Zjednoczonych Patriotów wspierały go do pewnego momentu w poprzedniej kadencji parlamentu, co oznaczało konieczność zawarcia kilku kompromisów niepodobających się zwłaszcza liberalnemu skrzydłu centroprawicy. Chodziło wówczas między innymi o zmianę ordynacji wyborczej (ostatecznie odrzucono najbardziej kontrowersyjną część propozycji w postaci obowiązku głosowania), czy też o wprowadzenie zakazu noszenia zakryć twarzy przez mieszkające na terenie Bułgarii muzułmanki. Również tym razem nacjonaliści próbowali dyktować warunki, a GERB godził się zwłaszcza niechętnie na zmiany w sferze socjalno-gospodarczej, o co za zamkniętymi drzwiami miały toczyć się najgorętsze spory. Nic więc dziwnego, że w pierwszych dniach obu stronom udało się porozumieć zaledwie w dwóch ważnych kwestiach energetyki i bezpieczeństwa oraz w drugorzędnych sprawach sportu czy polityki wobec młodzieży. Dużo więcej czasu zajęło ustalenie liczby stanowisk ministerialnych jakie obejmą nacjonaliści, a także opracowanie programu gospodarczego w zakresie podwyżki emerytur i płacy minimalnej, na co zdaniem centroprawicy nie było wystarczających funduszy finansowych. 

Zmniejszyć obszary biedy

Politycy GERB przekazywali mediom sygnały, iż ich rozmówcy powoli rozumieją niemożność podwyższenia emerytur i minimalnych wynagrodzeń, ale ostatecznie to właśnie centroprawica uległa żądaniom Zjednoczonych Patriotów. W zawierającym dwadzieścia jeden punktów wspólnym programie można więc przeczytać, że w sferze gospodarczej priorytetem trzeciego gabinetu Borisowa ma być zwiększanie się dochodów Bułgarów poprzez pracę i zwiększenie jej wydajności. Tym samym minimalna płaca ma zostać podniesiona przed 2021 rokiem do poziomu 650 lewów brutto (ok 1,4 tys. zł) z obecnych 480 lewów, natomiast średnia pensja w Bułgarii ma wynieść 1500 lewów brutto (ok 3,2 tys. zł). Nie są to oczywiście oszałamiające kwoty, nawet jak na bułgarskie standardy, a na dodatek nie likwidują problemu o jakim mówiono już w trakcie działalności poprzedniego gabinetu Borisowa, kiedy ogłoszono wyczerpanie się możliwości rozwoju kraju na bazie niskich wynagrodzeń. Podwyżki mają też otrzymać emeryci, którzy od 1 lipca b.r. będą mogli liczyć na minimalną emeryturę w wysokości 180 lewów brutto (ok. 390 zł), a trzy miesiące później kwota ta ma zostać podniesiona do poziomu 200 lewów brutto (ok. 430 zł). Jak duże są obszary biedy w Bułgarii najlepiej obrazuje fakt, iż w zapisach koalicyjnego programu dotyczącego świadczeń emerytalnych można przeczytać, że ostatecznym celem nowego rządu będzie ustanowienie wypłat na poziomie granicy ubóstwa! Jedną z pierwszych decyzji trzeciego gabinetu Borisowa było natomiast wstrzymanie prywatyzacji, która dzięki odpowiednim zmianom w prawie ma być dokonywana po uzyskaniu zgody parlamentu, aby wyeliminować najbardziej skandaliczne i niejasne przypadki sprzedaży państwowego majątku.

Bułgaria z pewnością nie jest państwem atrakcyjnym dla imigrantów, ale nie zmienia to faktu, iż jest ważnym państwem tranzytowym, które jak dotąd nie poszło śladem Węgier i co najwyżej markowało powstrzymywanie napływu bliskowschodnich przybyszów do Unii Europejskiej. Na dużym obszarze bułgarsko-tureckiej granicy już kilka lat temu wzniesiono ogrodzenie, lecz w wielu miejscach jest ono „nieszczelne” z powodu działalności przemytników ludzi oraz skorumpowanych policjantów i strażników granicznych. Z tego powodu już w ubiegłym roku do dymisji podało się kierownictwo pograniczników, które miało zawierać transakcje na transport imigrantów z przedsiębiorstwami należącymi do ludzi… postawionych dużo wcześniej w stan oskarżenia za szmuglowanie Syryjczyków, Irakijczyków, Afgańczyków i Pakistańczyków. Poprzedni rząd Borisowa reagował na podobne afery dopiero kiedy nie dało się ich zamieść pod dywan, dlatego zdaniem jego przeciwników doskonale zdawał sobie sprawę z korupcyjnych powiązań, a przede wszystkim wiedział o dokładnych lokalizacjach kanałów przerzutowych. Trudno było zresztą ukryć istnienie procederu przemytu ludzi skoro kilka zachodnich stacji telewizyjnych zrealizowało nawet reportaże, które opowiadały o załatwianiu podobnych interesów w okolicach Lwiego Mostu w centrum Sofii. Problem ten w oczywisty sposób stał się jednym z motorów napędowych kampanii wyborczej nacjonalistów, którzy podnieśli tę kwestię również w trakcie rozmów o utworzeniu koalicji rządowej. Ostatecznie ustalono, że rząd będzie lobbował w Brukseli na rzecz większej solidarności państw unijnych w kwestii ochrony granic zewnętrznych, co będzie jednak utrudnione z powodu braku przynależności Bułgarii do strefy Schengen. Ostatecznie dołączenie do tego układu jest jednak kolejnym ze wspólnych postulatów GERB i Zjednoczonych Patriotów.

Za zachodnią integracją

Obaj koalicjanci nie mieli większych problemów z wynegocjowaniem założeń polityki zagranicznej i bezpieczeństwa. Poza wspomnianym przystąpieniem do strefy Schengen, kolejnym celem trzeciego gabinetu Borisowa ma być dalsza integracja z UE i NATO, która ma ochronić kraj przed „wpływami państw trzecich” mających rozwijać się w regionie Bałkanów i Morza Czarnego. Z tego powodu Bułgaria w czasie przyszłorocznej prezydencji unijnej zamierza działać na rzecz jedności UE, zaś prozachodnie deklaracje stawiają koalicję GERB i nacjonalistów w opozycji do prezydenta Rumena Radewa, który był atakowany przez środowiska prawicy za swoją prorosyjskość. Należy jednak pamiętać, że rządy Borisowa w sprawach polityki zagranicznej cechują się na ogół dużą rozbieżnością pomiędzy deklaracjami i rzeczywistością. Choć nazwa jego ugrupowania wskazuje na to, iż jest ono silnie proatlantyckie, to już kilkukrotnie szef rządu dążył do realizacji porozumień energetycznych z Rosją, ale za każdym razem wycofywał się z nich pod presją Brukseli. Dwa lata temu zaakceptowanie przez Sofię przedłużenia sankcji wobec Moskwy, związane oczywiście z konfliktem na wschodniej Ukrainie, spowodowało ostrą reakcję rosyjskiego prezydenta Władimira Putina, który posunął się do oskarżenia Bułgarów o nieumiejętność podejmowania samodzielnych decyzji. Dyplomatyczne zabiegi pomogły wówczas dość szybko zażegnać kryzys we wzajemnych stosunkach, które mają również swojego orędownika wśród nacjonalistów. Jest nim trzecie ugrupowanie współtworzące sojusz Zjednoczonych Patriotów, a więc Ataka Wolena Siderowa, starająca się wręcz konkurować z opozycyjnymi socjalistami w podkreślaniu swojej prorosyjskości. Jak na razie konfliktogenny Siderow dobrze dogaduje się ze swoimi partnerami, ale nie jest tajemnicą, iż lidera Ataki i jego partnerów z WMRO–Bułgarskiego Ruchu Narodowego oraz Narodowego Frontu Ocalenia Bułgarii dzielą personalne animozje, zaś cały ich współpraca jest typowym małżeństwem z rozsądku. Lider Ataki przypomniał zresztą o swoim przywiązaniu do prorosyjskiej polityki podczas Dnia Zwycięstwa, kiedy 9 maja złożył kwiaty pod pomnikiem Armii Czerwonej i skrytykował szerzenie wrogiej postawy wobec Rosji.


Zachowania niektórych członków koalicji nie zmieniają jednak faktu, że nacjonaliści uzyskując wynik dużo gorszy od zakładanego nie mają zbyt silnej pozycji w koalicji, dlatego chociażby większość nominowanych przez nich ministrów jest niezależnymi ekspertami. Zabieg ten nie przełożył się jednak na zaufanie względem trzeciego gabinetu Borisowa, ponieważ nie ufa mu blisko 55 proc. badanych przez Instytut Gallupa, ale poprzednie rządy tworzone przez szefa GERB musiały liczyć się z niechęcią więcej niż 60 proc. respondentów. Z pewnością następne notowania będą jednak dużo gorsze, bowiem w rządzie nastąpiła już pierwsza dymisja związana z poważnym skandalem, za którym stał wiceminister z ramienia nacjonalistów. Wiceszefowi resortu rozwoju regionalnego Pawłowi Tenewowi przypomniano zdjęcie z muzeum w Paryżu, gdzie miał wykonywać gest salutu rzymskiego w kierunku woskowej figury niemieckiego hitlerowca. Rządzący przez kilka dni unikali rozmów na ten temat, za co zostali skrytykowani przez prezydenta Radewa, po czym po serii niezbyt udanych tłumaczeń ostatecznie postanowili w końcu zdymisjonować Tenewa. To jednak zapewne dopiero pierwsza z wpadek czyhających na trzeci rząd Borisowa.

Marcin Ursyński

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply