Białorusko-chiński park przemysłowy „Wielki Kamień” utworzony 4 lata temu okazał się póki co niewypałem. Nie przyniósł on spodziewanych zysków białoruskiej ekonomice. Przyczyn tego jest wiele.

Gdy w 2012 r. na Białorusi powstawał białorusko-chiński park technologiczny „Wielki Kamień”, władze republiki ogłosiły, że inwestycja ta będzie ważnym czynnikiem rozwoju gospodarki i napływu do niej nowych technologii. Mińsk ogłosił, że dzięki tej inwestycji napłyną do republiki technologie piątej szóstej, siódmej generacjo. Park technologiczny „Wielki Kamień” miał też sprawić, że współpraca gospodarcza między Białorusią a Chinami miała wejść w nową fazę. Park zaplanowano z ogromnym rozmachem. Wyłączono dla jego potrzeb tysiące hektarów ziemi. Minęły cztery lata i park technologiczny niestety nie zafunkcjonował, jak tego spodziewały się władze Białorusi. Przyznał to sam Aleksander Łukaszenka. W parlamencie stwierdził, że prace przy utworzeniu parku idą źle. Zapowiedział też, że w związku z tym zostaną podjęte surowe kroki z kadrowymi włącznie. Wkrótce potem szef administracji parku Andrzej Gal został odwołany ze stanowiska „za poważne naruszenie służbowych obowiązków”.

Według wicepremiera Władymira Siemaszki, Gal zwolnił się sam. Miał mieć on inne podejście do zarządzania parkiem niż tego oczekiwali jego właściciele, czyli rządy Białorusi i Chin. Siemaszko przyznał też, że cele, które stawiał rząd przed parkiem, nie zostały dotychczas osiągnięte… Jego zdaniem nowa dyrekcja parku lepiej poradzi sobie z zadaniem. Uważa on, że uda mu się ściągnąć pożądane inwestycje. Wątpliwe jest, by nadzieje Siemaszki się spełniły.

Potrzebne preferencje

Cała rzecz nie wydaje się tak prosta, żeby udało się ją załatwić przy pomocy kadrowego posunięcia. Słynne stalinowskie powiedzenie – „kadry rieszajut wsio!” – nie ma tu zastosowania. Dla ściągnięcia chińskich inwestycji potrzebne są odpowiednie rozwiązania prawne. Chińscy biznesmeni nie kierują się względami ideologicznymi i nie biorą pod uwagę faktu, ze Łukaszenka chciałby na Białorusi stworzyć system polityczny, będący repliką Chin. Najzwyczajniej liczą, czy zainwestowane pieniądze przyniosą odpowiedni zysk. Jeżeli uznają, że gra nie jest warta świeczki, nie wydadzą ani jednego dolara, a nie, jak liczył białoruski prezydent, wielu miliardów dolarów!

Z preferencjami dla potencjalnych rezydentów parku nie jest najlepiej. Twórcy parku zapomnieli, że nie tylko oni zabiegają o względy chińskich inwestorów, a także o najnowsze technologie , którymi oni dysponują. Liczą się też rynki zbytu dla towarów wyprodukowanych w parku. Inwestorzy w białoruskim parku mogą liczyć na dwudziestoletnie ulgi w podatku dochodowym i mają możliwość sprzedaży swoich produktów na terenie Euroazjatyckiej Wspólnoty Gospodarczej. W porównaniu z ulgami zaproponowanymi przez innych członków Wspólnoty, białoruskie preferencje nie wyglądają zbyt imponująco.

W Rosji, Kazachstanie i Armenii rezydenci stref ekonomicznych mogą korzystać ze znacznie większych ulg ze zmniejszeniem do zera stawki podatku dochodowego na długi okres czasu.

Źle z infrastrukturą

Jednocześnie inwestorzy mogą liczyć na rynek zbytu identyczny z tym, który oferuje im Białoruś. Dla biznesu, który ma inwestować swoje pieniądze ważny jest też dostęp do infrastruktury, a na Białorusi firmy mają zacząć budowę na gołym polu, do którego trzeba doprowadzić sieci energetyczne, wodno-kanalizacyjne, a nawet drogi. W strefie białoruskiego parku infrastrukturę i budynki buduje jego administracja, ale za pieniądze inwestorów, kupujących na własność ziemię.

W Kazachstanie natomiast infrastrukturę w strefie przemysłowej budują władze państwowe i wraz z ziemią przekazują rezydentom w bezpłatne użytkowanie na czas jej funkcjonowania. Podobne rozwiązania funkcjonują też w odniesieniu do zagranicznych inwestorów w strefach przemysłowych Rosji. Budżet finansuje wszystkie wydatki niezbędne dla powstania infrastruktury.

Często zmienia zdanie

Obserwatorzy zwracają również uwagę, że wśród władz białoruskich nie ma zgody na to, jakie branże powinny działać w parku przemysłowym. Każde z ministerstw ma tu swój pogląd. Inwestorzy nie wiedzą, czego się trzymać. Poza tym chińscy inwestorzy, co jest publiczną tajemnicą, obawiają się systemu politycznego panującego na Białorusi. Chodzi im o to, że reguły gry w gospodarce ustala jeden człowiek, który ostatnio dość często zmienia zdanie. Raz mówi, że trzeba przeprowadzić ostre reformy rynkowe, a raz, że trzeba bronić socjalnego charakteru państwa. Przedsiębiorcy nie wiedzą, czego się trzymać. Chińskim inwestorom brakuje też fachowych przedstawicieli wśród Białorusinów, którzy reprezentowaliby ich interesy wobec władz i tworzyli system komunikacji między nimi a władzą. Białoruscy przedstawiciele biznesu boją się podejmować tego zadania, obawiając się podejrzeń ze strony władz. Ci, którzy takich zadań się podejmowali żyją w stałej atmosferze podejrzeń o korupcję, często są przesłuchiwani i zatrzymywani.

Także urzędnicy państwowi boją się opowiadać za wejściem na białoruski rynek jakiejś zagranicznej firmy, obawiając się podejrzeń o wzięcia łapówki.

Na razie więc na chińskie inwestycje w parku przemysłowym „Wielki kamień” się nie zanosi. Niektórzy komentatorzy uważają, że powinien on zmienić nazwę na „Wielki Niewypał”.

Marek A. Koprowski

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply