W Serbii wciąż duże kontrowersje wzbudzają kwietniowe wybory parlamentarne. Tamtejsza komisja wyborcza postanowiła powtórzyć głosowanie w piętnastu lokalach wyborczych, natomiast ugrupowania opozycyjne oskarżają władze o masowe fałszerstwa w celu zwiększenia skali wygranej Serbskiej Partii Postępowej, opowiadającej się za szybką integracją z Unią Europejską.

Przedterminowe wybory parlamentarne w Serbii odbyły się 24 kwietnia, natomiast 4 maja powtórzono głosowanie w piętnastu okręgach, gdzie komisja wyborcza stwierdziła największe nieprawidłowości. Ostatecznie zwycięzcą wyborów zgodnie z przewidywaniami okazał się blok skupiony wokół Serbskiej Partii Postępowej (Srpska napredna stranka,SNS), na który głosowało blisko 48 proc. wyborców, co przełożyłoby się na 131 mandatów w liczącym sobie 250 deputowanych Zgromadzeniu Narodowym. Drugi wynik uzyskał dotychczasowy koalicjant SNS, a więc Socjalistyczna Partia Serbii (Socijalistička partija Srbije, SPS) i stowarzyszone z nią ugrupowania, które będą reprezentowane przez 29 polityków. W parlamencie znaleźli się też nacjonaliści z Serbskiej Partii Radykalnej (Srpska radikalna stranka,SRS) z 22 mandatami, liberalny ruch protestu „Wystarczy” (Dosta je bilo) z 16 deputowanymi, liberalno-lewicowy blok „Dla sprawiedliwej Serbii” (Za pravednu Srbiju) z 16 parlamentarzystami, narodowo-konserwatywny sojusz ruchu Dveri oraz Demokratycznej Partii Serbii (Demokratska stranka Srbije, DSS) oraz lewicowy „Sojusz dla Lepszej Serbii” (Savez za bolju Srbiju), które będą miały po 13 swoich reprezentantów w nowej kadencji serbskiego parlamentu.

Masowe fałszerstwa

Niespodziewanie najwięcej kontrowersji po wyborach parlamentarnych wzbudził nie rezultat nacjonalistów z SRS, ale bardziej umiarkowanych narodowych konserwatystów z sojuszu Dveri-DSS. Po przeliczeniu głosów z 99,82 proc. obwodów okazało się, że koalicja nie przekroczyła progu wyborczego, a do sukcesu zabrakło jej jedynie… jednego głosu. Według pierwszych wstępnych wyników podanych przez państwową komisję wyborczą w poniedziałek 25 kwietnia, czyli dzień po wyborach, Dveri-DSS mogło liczyć na ponad 6 proc. głosów. Zmiana, która nastąpiła w ciągu zaledwie czterech dni od głosowania, wzbudziła oburzenie wszystkich środowisk politycznych w Serbii, które dodatkowo były oburzone tak długim procesem liczenia głosów. 30 kwietnia w Belgradzie odbył się kilkutysięczny wiec opozycji, która domagała się wyjaśnienia wszelkich nieprawidłowości i wezwała swoich zwolenników nie tylko do powtórnego głosowania i bacznego przyglądania się procesowi wyborczemu, ale także do poparcia kandydatów Dveri-DSS, aby koalicja ta przekroczyła ostatecznie próg wyborczy. Ponowne głosowanie i ostateczny udział narodowych konserwatystów w podziale parlamentarnych mandatów nie zakończyły jednak protestów. Opozycjoniści domagają się wyjaśnienia wszystkich fałszerstwa, a także zmiany kodeksu wyborczego w celu wyeliminowania podobnych przypadków w przyszłości. Najczęstszym nielegalnym procederem w dniu wyborów była taktyka tzw. „bułgarskiego pociągu”. Polegała ona na tym, iż osoba idąca do lokalu wyborczego otrzymywała wypełnioną kartę do głosowania, następnie otrzymywała od komisji czystą kartę i wrzucała do urny tą wcześniej wypełnioną, po czym wynosiła niewypełniony dokument i oddawała go osobie, która wcześniej kupiła głos. W wielu innych przypadkach uprawnione do głosowania były nieżyjące osoby, a rekordzistą był nieboszczyk, który w dniu głosowania miałby… 144 lata. Dopełnieniem obrazu wątpliwej jakości procesu demokratycznego w Serbii jest fakt, iż przewodniczącym państwowej komisji wyborczej jest prof. Dejan Đurđević, formalnie należący do zwycięskiej partii rządzącej SNS.

Wątpliwości dotyczą jednak nie tylko wyborów, ale całego życia politycznego i medialnego Serbii, wyraźnie zdominowanego przez centroprawicę z SNS. Opozycja zwraca przede wszystkim uwagę na przebieg kampanii wyborczej, w której w mediach elektronicznych niemal nieobecni byli przeciwnicy rządów Aleksandara Vucica. Z opublikowanego w dniu wyborów zestawienia wynika, że informacje dotyczące SNS-u stanowiły 34,6 proc. czasu poświęconego przez media elektroniczne na relacjonowanie wyścigu o miejsca w Zgromadzeniu Narodowym. Koalicjant SNS czyli SPS i jego blok wyborczy mógł liczyć na 9,7 proc. czasu antenowego, opozycyjni liberałowie z DS na 7,8 proc., natomiast pozostałe ugrupowania opozycyjne miały nie więcej niż 5,6 proc. czasu na zaprezentowanie swojego stanowiska w mediach. W Serbii widoczna jest coraz bardziej tendencja dotykająca całego Półwyspu Bałkańskiego, który coraz bardziej cierpi na deficyt wolności prasy. Kwietniowy ranking amerykańskiego instytutu Freedom House wskazywał, że Serbia i sąsiednia Macedonia należą do państw bałkańskich, w których wolność mediów zmniejszyła się znacząco w ciągu jednego roku, stąd są one jedynie „częściowo wolne”. Najbardziej jaskrawym przykładem kontroli dziennikarzy przez partię rządzącą było zwolnienie z pracy redaktora gazety „Večernje novosti”, który dokładnie dwa lata temu musiał opuścić swoje stanowisko parę dni po tym, jak skrytykował część kandydatów na członków pierwszego gabinetu stworzonego przez Vucicia. Podobnie stało się kilkanaście dni przed wyborami, kiedy regionalna telewizja z Wojwodiny obcięła pensję jednego ze swoich pracowników, ponieważ zadał trudne pytanie premierowi.

Pozorne umocnienie SNS

Serbia wręcz wyspecjalizowała się już w przedterminowych wyborach. Kwietniowe głosowanie było już drugą z rzędu elekcją, która odbyła się przed zakończeniem pełnej kadencji Zgromadzenia Narodowego. Podobnie jak przed trzema laty, przedterminowe wybory motywowano chęcią uzyskania większej legitymizacji do przeprowadzenia reform, a także zmianą układu sił wewnątrz koalicji rządowej. W 2014 r. Vucić podobnie uzasadniał konieczność rozwiązania parlamentu i tym samym koalicyjnego rządu socjalisty Ivicy Dačića, co ostatecznie i tak zakończyło się ponownym utworzeniem wspólnego gabinetu SNS i SPS. Vucić uzyskał wówczas dwukrotnie więcej głosów niż w wyborach z 2012 r., a dodatkowo opieszałość w przeprowadzaniu reform zrzucił na Dačića, który jako lider dawnej partii słynnego Slobodana Milosevicia jest dużo bardziej umiarkowany w kwestii szybkiej integracji z Unią Europejską. Vucić mówił o szybszym pójściu do urn już w ub.r., jednak ostateczną decyzję w tej kwestii podjął dopiero w styczniu. Ponownie jak przed dwoma laty okazało się bowiem, że serbski premier dalej posiada zbyt mały mandat społeczny do przeprowadzenia reform i ponownie potrzebuje jeszcze większej legitymacji społecznej.

SNS w kampanii wyborczej mniej jednak mówił o potrzebnych i najprawdopodobniej bolesnych społecznie zmianach, poświęcając w swojej propagandzie dużo więcej miejsca na chwalenie się sukcesami. Na stronie internetowej partii Vucicia można było przeczytać nawet dość osobliwe zestawienie opinii na temat przemian w Serbii, które podczas spotkań z szefem rządu wygłaszali m.in. John McCain, Władimir Putin, Angela Merkel czy Viktor Orbán. Ostateczny rezultat bloku SNS nie był jednak spodziewanym sukcesem, bowiem partia w porównaniu do wyborów z 2014 r. otrzymała podobną ilość głosów, ale jednocześnie straciła blisko 27 mandatów, zaś przedwyborcze sondaże wskazywały nieco lepszy wynik centroprawicy. Celem SNS-u było tymczasem osiągnięcie większości konstytucyjnej, co będzie jednak niemożliwe nawet przy dalszej kooperacji z SPS.

Nacjonaliści i kontestatorzy

Wyniki wyborcze opozycyjnych ugrupowań liberalnych i lewicowych wskazują, że znalazły się one w stagnacji i nie potrafią przekonać do siebie wyborców, którzy są zmęczeni rządami SNS i SPS, ale jednocześnie popierają oni integrację z Unią Europejską. Zupełnie inaczej jest za to z ugrupowaniami nacjonalistycznymi, które powracają do parlamentu po czteroletniej przerwie, choć oczywiście należy zaznaczyć, iż część bloku skupionego wokół SNS odwołuje się również do nacjonalistycznych tradycji. Trzeci wynik uzyskała jednak SRS, która ostro krytykuje obecne rządy i sprzeciwia się zbliżeniu ze strukturami euroatlantyckimi, opowiadając się jednocześnie za sojuszem z Rosją. Wzrost popularności radykałów jest przede wszystkim zasługą Vojislava Šešelja, który na jesieni 2014 r. został zwolniony z aresztu Międzynarodowego Trybunału Karnego w Hadze, natomiast przed kilkoma tygodniami oczyszczony z zarzutów uczestniczenia w rzekomych zbrodniach przeciwko ludzkości na terenie Bośni i Hercegowiny oraz Chorwacji. Šešelj bazuje nie tylko na antyunijnej retoryce i niechęci do jakichkolwiek porozumień z Albanią, ale ostro atakuje Vucicia i prezydenta Tomislava Nikolicia oskarżając ich o zdradę. Vucić i Nikolić jeszcze niecałe dziesięć lat temu współtworzyli SRS razem z Šešeljem, posługując się hasłami stworzenia „Wielkiej Serbii” opartej o sojusz z Rosją. W Zgromadzeniu Narodowym znalazło się miejsce dla wspomnianej na początku artykułu koalicji Dveri-DSS, która reprezentuje bardziej umiarkowaną wersję serbskiego nacjonalizmu, opisując swój program jako „patriotyzm w najczystszej postaci”. Oba ugrupowania podobnie jak SRS nawołują do porzucenia integracji z UE na rzecz ściślejszych politycznych, kulturalnych, gospodarczych i wojskowych więzi z Rosją, opowiadając się za ochroną serbskiej ziemi przed sprzedawaniem jej w obce ręce.

Innym wygranym kwietniowych wyborów jest ruch „Wystarczy!”, który, szukając polskich analogii, można sytuować pomiędzy ugrupowaniami Janusza Palikota i Pawła Kukiza. Ugrupowanie założone w 2014 r. przez Sašę Radulovicia, byłego ministra gospodarki w koalicyjnym rządzie SNS i SPS, dwa lata temu uzyskało zaledwie 2 proc. głosów, jednak teraz powiększyło swój elektorat trzykrotnie. „Wystarczy!” opiera się głównie na hasłach sprzeciwu wobec obniżek emerytur i płac w sektorze publicznym, sprzedaży arabskim inwestorom gruntów w regionie Baczki i wyprzedaży strategicznych gałęzi gospodarki, jednocześnie opowiadając się za wolnorynkową gospodarką, niższymi kosztami pracy oraz zmniejszeniem wydatków publicznych. Radulović ogłosił po wyborach, że jest gotów współpracować ze wszystkimi ugrupowaniami parlamentarnymi poza SNS-em.

Między Unią, Rosją i Chinami

Rządzący nie ukrywają, że przedterminowe wybory miały w dużej mierze związek z koniecznością przeprowadzenia kolejnych radykalnych reform, które mają na celu spełnienie kolejnych oczekiwań Unii Europejskiej. W ostatnich miesiącach Serbowie skupili się przede wszystkim na unormowaniu sytuacji w regionie, a zwłaszcza na swoich relacjach z Republiką Kosowa, choć jest to niezwykle trudne głównie z powodu częstych prowokacji ze strony kosowskich polityków. W ub.r. podpisano jednak umowę będącą dużym krokiem w normalizacji obustronnych stosunków, przewidującą większe prawa dla mniejszości serbskiej mieszkającej na terytorium Kosowa. Podczas kryzysu imigracyjnego władze Serbii wyraźnie chciały przypodobać się natomiast zachodnim politykom, krytykując działania Chorwatów i Serbów polegające na zamykaniu granic przed napływem przybyszy spoza Europy. Jednocześnie minister spraw wewnętrznych z SNS-u pod hasłem walki z ksenofobią i nietolerancją zakazał demonstracji nacjonalistów, którzy chcieli zaprotestować przeciwko niekontrolowanemu przepływowi „uchodźców” przez Serbię. Jednocześnie Belgrad chce pod dyktando Brukseli przeprowadzić szereg drastycznych reform, zwłaszcza dotyczących obecnego modelu gospodarczego kraju. Przeprowadzono więc już obniżkę niewysokich zresztą emerytur i płac w sektorze publicznym, rozpoczęto masową prywatyzację majątku pozostającego w państwowych rękach, lecz jednocześnie niewiele zmieniło się choćby w kwestii wymiaru sprawiedliwości, mocno krytykowanego przez zachodnie instytucje. Ostatecznie w grudniu ub.r. Serbia otworzyła pierwsze rozdziały w negocjacjach z UE, a trzy miesiące temu podpisała też umowę o współpracy z NATO, która przewiduje swobodną możliwość przechodzenia wojsk sojuszu przez serbskie terytorium oraz dostęp do serbskich placówek wojskowych.

Rząd Vucicia nie zamierza jednak rezygnować ze swoich relacji z Rosją, stąd serbski premier niedługo po podpisaniu porozumienia z NATO udał się do rosyjskiej ambasady. Zapewnił wówczas ambasadora Aleksandra Szerupina, że jego kraj nie zamierza przystępować do struktur euroatlantyckich, natomiast obecne rozmowy z UE nie zmienią podejścia Belgradu do współpracy z Moskwą. Kilka tygodni później prezydent Tomislav Nikolić, którego zapleczem jest rządzący SNS, pochwalił natomiast rosyjską interwencję wojskową w Syrii i przekonywał w wywiadzie dla agencji informacyjnej Sputnik o swojej miłości do Rosjan. O tym, iż Serbia zamierza lawirować między wschodem i zachodem świadczy również fakt uzyskania przez ten kraj statusu obserwatora w Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym, będącego faktycznym sojuszem wojskowym pomiędzy Rosją, Białorusią oraz postradzieckimi państwami azjatyckimi. O konieczności bliskich relacji z Rosją przekonany jest też lider socjalistów i minister spraw zagranicznych Ivica Dačić, który tuż przed wyborami spotkał się ze swoim rosyjskim odpowiednikiem, Siergiejem Ławrowem. Jednocześnie dużą rolę w polityce zagranicznej gabinetu Vucicia odgrywają Chiny, postrzegające swoich bałkańskich partnerów jako jedno z państw europejskich najbardziej zainteresowanych rozwojem obustronnej współpracy. W projekcie Nowego Jedwabnego Szlaku, ogłoszonym w ub.r. przez chińskiego przywódcę Xi Jinpinga, Serbia odgrywa rolę koordynatora rozwoju sieci transportowej w Europie Środkowo-Wschodniej, co może przynieść jej ważną rolę w paneuropejskim rozwoju połączeń drogowych. Relacje serbsko-chińskie mające stopień strategicznego partnerstwa oznaczają również, że Chińczycy uznają integralność terytorialną Serbii i nie uznały niepodległości Republiki Kosowa.

Kręta ścieżka

Integracja z zachodnimi strukturami i powodzenie reform gospodarczych nie będą jednak łatwe dla rządu Vucicia. W ostatnim czasie po raz kolejny znacząco pogorszyły się relacje Serbów z Chorwatami. Chorwacja na początku kwietnia zablokowała otwarcie kolejnego rozdziału w negocjacjach akcesyjnych pomiędzy Serbią i UE, do czego wymagana jest jednomyślność wszystkich państw członkowskich. Zachodni sąsiad Serbów domaga się bowiem zmian w prawodawstwie dotyczących reprezentacji mniejszości narodowych w administracji lokalnej, większej współpracy z Trybunałem w Hadze, a także zmian uniemożliwiających ściganie przez serbski wymiar sprawiedliwości zbrodniarzy wojennych z Chorwacji oraz Bośni i Hercegowiny. Jeśli chodzi o reformy gospodarcze, dotychczasowe zmiany nie przyniosły zbyt wielu pozytywnych rezultatów. W Serbii według oficjalnych statystyk bezrobocie sięga prawie 20 proc. i jest szczególnie wysokie wśród młodych Serbów, natomiast ubiegłoroczny wzrost gospodarczy wyniósł zaledwie 0,8 proc. PKB, a jeśli dodać do tego płacę minimalną w wysokości niewiele ponad 200 euro, Serbia jawi się jako jeden z najbiedniejszych krajów Europy. Vucić w szybkiej akcesji do UE może się więc przeliczyć.

Marcin Ursyński

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply