„Zanadto kocham swój naród, aby starać się o popularność”

Nie wierzę w świadomość, wierzę w instynkty polityczne. Polityka angielska jest jednocześnie nieszlachetna i doskonała, ale nie dlatego, że jest kierowana przez jakieś wielkie intelekty, wielką świadomość zadań, lecz dlatego, że angielski instynkt polityczny jest silny i konsekwentny.

 

I

Przystępuję teraz do uwag marginesowych o historii, poczynając od Władysława Łokietka, macierzystego pradziadka Jadwigi, i Kazimierza zwanego Wielkim. Skutkiem nieszczęśliwych losów naszego państwa, począwszy od XVIII wieku wzrastała u nas chęć przedstawiania naszych dziejów w panegirycznym tonie. Poważni historycy XIX wieku, jak ks. Kalinka, lub przedstawiciele tak zwanej szkoły krakowskiej, słusznie twierdzili, że naród polski przez swoją anarchię sam przygotował rozbiory. Przeciwko temu twierdzeniu podnosiła się uczuciowa reakcja, która była gotowa rehabilitować wszystkie błędy dziejowe przez Polaków popełniane. Pamiętam zbiór artykułów Antoniego Chołoniewskiego pt. Duch dziejów Polski, wydany w roku 1918, przyjęty przez społeczeństwo z niesłychanym entuzjazmem właśnie dlatego, że przeciwstawił się słusznej krytyce naszych błędów. W takich chwilach przychodzą mi do głowy słowa polityka francuskiego: „Zanadto kocham swoją Ojczyznę, aby starać się o popularność”[1]. Słowa zaiste wielkie. Czynię z nich tytuł tego rozdziału nie dlatego, aby z jego treścią miały jakiś specjalny związek, lecz dlatego, aby na nie zwrócić uwagę. Rozmyślania nad nimi zawsze się przydadzą.

Panegiryczny stosunek do naszej historii sprawił, iż powtarzaliśmy i powtarzamy z dumą, że wtedy, kiedy w Europie paliły się stosy inkwizytorskie, u nas panowała tolerancja, że Zygmunt August powiedział: „Nie jestem królem sumienia”. Oczywiście, chodzi tu o anachroniczny sposób myślenia, mieszanie epok. Już Michał Bobrzyński tłumaczył, że nasza rzekoma tolerancja nie miała i mieć nie mogła nic wspólnego z zasadami tolerancji, zrodzonymi znacznie później. Nie należy sobie wyobrażać, że w Polsce było coś, co w całej Europie powstało znacznie później. Oczywiście, że mogło się w Polsce coś takiego urodzić, czego jeszcze nie było, i co wpływało na inne kraje. Owszem, byliśmy zdolni do stwarzania idei nowych i oryginalnych, jak na przykład Polska swoimi hasłami wolności narodów rozpalała Europę w 1848 roku. Ale ta nasza tolerancja religijna XVI wieku nie była jakimś prekursorem poglądów, które uświetniły wiek XVIII, lecz po prostu indyferentyzmem religijnym, który był osnową polityki Jagiellonów. Indyferentyzm religijny i tolerancja religijna mogą być w skutkach do siebie podobne, lecz w swojej postawie moralnej są zupełnie od siebie różne. Indyferentyzm religijny to stanowisko praktyczne, oziębłe wobec gorącości walki o dogmaty; tolerancja religijna to postawa moralna szanująca wolność każdego do wyznawania takiej czy innej wiary. Można powiedzieć, że indyferentyzm powoduje tolerancję, a tolerancja prowadzi do indyferentyzmu, ale moralne pochodzenie tych dwóch zjawisk jest jednak całkiem inne.

Dynastia Jagiellonów nie zbudowałaby tak wielkiego państwa, na pół rzymskiego, na pół schizmatyckiego, zaludnionego przez tak dużą ilość narodowości, mówiących różnymi językami, gdyby nie polityka indyferentyzmu religijnego, którą stosowała od Witolda do „ostatniego, który nosił kołpak Witoldowy”.

W roku 1940 na emigracji spotkałem jednego Polaka w Londynie, który Anglikom tłumaczył, że Polacy już w XVI wieku stosowali ośmiogodzinny dzień pracy. Takie antycypowanie wszystkich doskonałości bardzo jest dla polskich poglądów historycznych charakterystyczne.

II

Ostatnią książkę syntetyczną, którą o polskim średniowieczu przeczytałem, to Pawła Jasienicy: Polska Piastów. Podzielam w zupełności zachwyty, które praca ta wywołała. Wykład jest jasny i klarowny, książka jest „miła” w tym sensie, w jakim się mówiło: „miłe miasto”, to znaczy, że usłoneczniona głębokim sentymentem. Ale inaczej widzę syntezę rodziny Piastów. Gdyby nie Władysław Łokietek, rodzina ta doprowadziłaby do rozkawałkowania, rozdrobnienia, rozpłynięcia się państwa, przez pierwszych Piastów stworzonego. Przecież książęta śląscy z najstarszej linii piastowskiej obierają sobie obcych monarchów na suzerena, niemczeją, odrywają Śląsk od Polski.

Nie wierzę w świadomość, wierzę w instynkty polityczne. Polityka angielska jest jednocześnie nieszlachetna i doskonała, ale nie dlatego, że jest kierowana przez jakieś wielkie intelekty, wielką świadomość zadań, lecz dlatego, że angielski instynkt polityczny jest silny i konsekwentny.

Pilnujemy wspólnych spraw

Zależymy od Twojego wsparcia
Wspieram Kresy.pl

Niektóre dynastie wykazują duże poczucie odpowiedzialności za losy państw, ale czynią to nie przez świadomość, lecz wrodzony instynkt państwowy, narodowy czy dynastyczny, zawsze godny szacunku. Przeciwieństwem byłby Ludwik XV, który powtarzał: „Après nous le déluge”, czyli formułował na siebie samego akt najgorszego potępienia. Milukow, przywódca liberałów rosyjskich, pisząc o tym, że Mikołaj II nie chciał oddać tronu swemu synowi Aleksemu i abdykował na rzecz Michała, powiada potępiająco: „I to była ostatnia usługa oddana ojczyźnie przez ostatniego rosyjskiego cara”. Władysław Łokietek posiadał widać instynkt państwowy, skoro rozpadającą się Polskę potrafił opanować i skutecznie walczył z jej sąsiadami. Bitwa pod Płowcami jest obok Grunwaldu największym orężnym zwycięstwem nad teutonizmem.

III

(…)

Niewątpliwie Kazimierz Wielki przejdzie do naszej historii jako wielki prawodawca i organizator sądownictwa. Niewątpliwie trudno jest nam dzisiaj oceniać jego ugodową wobec zachodnich sąsiadów politykę. Może gdyby kontynuował wobec nich politykę bohatersko-wojenną, jaką prowadził jego ojciec, Łokietek, to by w XIV wieku spotkało nas to, co spotkało w wieku XX, mianowicie wrzesień 1939. …Być może, choć ja to między bajki włożę. Łokietek pod Płowcami dowiódł jednak, że Polska wtedy umiała zwyciężać.

Toteż, nie wdając się w bliższą ocenę indywidualności Kazimierza, kwestionuję jednak jego tytuł „Wielkiego”. Tytuł ten nadaje się tym, którzy dokonali czegoś, co zmieniło losy państwa. Karol Wielki, Piotr Wielki – u nas Kazimierz Jagiellończyk mógłby być nazwany Wielkim.

Tymczasem Kazimierz Wielki – wyrzekł się w imieniu Polski Śląska i Pomorza.

W roku 1339 Kazimierz zrzekł się swoich, jako króla polskiego, pretensji do Śląska i akceptował stan rzeczy, w którym książęta śląscy pozostali, zresztą zgodnie z ich wolą, hołdownikami czeskich Luksemburgów. W roku 1345 zaczyna się, co prawda, wojna z Janem Luksemburczykiem o Śląsk, ale w 1348 roku następuje ponowny pokój i ponowne wyrzeczenie się tej dzielnicy.

W 1343 roku w pokoju kaliskim Kazimierz wyrzekł się Pomorza na rzecz Krzyżaków.

Jasienica twierdzi, że było to konieczne, że było to jak gdyby przygotowaniem przyszłych zwycięstw Jagiellonów nad Krzyżakami. Nie wszyscy jednak są tego zdania. Taki na przykład Długosz, który żadnym zapaleńcem nie jest, który bardzo jest daleki od psychologii „silni, zwarci, gotowi”, która nas zgubiła w roku 1939, pisze, że Kazimierz zawarł „pokój nieprawy” (…).

IV

A teraz przejdę do drugiego punktu oskarżenia przeciwko królowi Kazimierzowi, który w moich oczach równa go z tymi renegatami, książętami śląskimi, ziemię swych ojców pod obce panowanie przenoszącymi.

O tych książętach śląskich bardzo mądrze, szlachetnie powiada Długosz, który, jak widzimy, chociażby ze słów powyżej przytoczonych, miał o obowiązkach monarszych wysokie, ale całkiem słuszne i sprawiedliwe pojęcie:

„…niepomni na swój ród, godność i powołanie zaprzedali się w jarzmo obcego lennictwa i wraz ze swemi panami i szlachtą złożyli królowi czeskiemu przysięgę stałej wierności i posłuszeństwa, nie przestając wreszcie na tak niecnym występku, innej jeszcze dopuścili się niegodziwości: orła bowiem białego, który jest godłem powszechnem polskiego królestwa, i który za herb i znamię swoje książęce zawdy nosić byli zwykli, zamienili ohydnie, jedni na czarnego, drudzy na błękitnego, z odmianą pola barwy, ażeby z Królestwem Polskiem nie zdawali się mieć nic wspólnego, a za sprawą nieprzyjaciela rodu ludzkiego, czarta, który na najlepszej niegdyś roli rad dziś posiewa kąkol, książęta rycerze śląscy taką ku Polakom poczęli tchnąć nienawiścią, że nad ich szczęściem, powodzeniem i chwałą najcięższym smutkiem boleją, a przeciwnie cieszą się ich przygodami i niedolą”.

Tak pisał Długosz o książętach śląskich. Toteż ze zdumieniem stwierdzam, że Długosz usprawiedliwia Kazimierza z przekazania dziedzictwa królestwa polskiego nie żadnemu z Piastów, ale władcy obcego państwa, swemu siostrzeńcowi, Ludwikowi Węgierskiemu.

Może ktoś zarzucić mi niekonsekwencję, że tak sławiąc powołanie Jagiełły na tron, oburzam się na oddanie państwa Ludwikowi. Ale tak rozumować może ktoś, kto nie zna całkowicie historii. Jagiełło w unii krewskiej przyłączał państwo litewskie do Polski, potem miała miejsce nie inkorporacja Litwy, lecz unia polsko-litewska, w każdym razie Polska powiększała się o Litwę, a nie Litwa o Polskę. Na Litwę wreszcie Polacy zanieśli swoją wiarę, swoją kulturę, swoje instytucje prawne. Zupełnie inaczej było z Węgrami. W tym okresie Węgry były państwem silniejszym od Polski posiadały bardziej wyrobioną państwową narodową indywidualność. Kazimierz darowywał wprost siostrzeńcowi swoje państwo.

Długosz wspomina, co prawda, że „większa część panów radnych i wszystek lud” nie chciał mieć obcego pana, ale broni Kazimierza słowami: „Kazimierz, król Polski, czując się niepłodnym i bezdzietnym…”

A przecież to nieprawda!

Przede wszystkim wcale nie był bezpłodny i bezdzietny. Wprost przeciwnie, płodził duże ilości dzieci nieprawych na prawo i na lewo. Przekazanie królestwa Ludwikowi Węgierskiemu następuje w 1339 roku, zaraz po śmierci królowej Anny-Aldony, córki Giedymina. Król miał, co prawda, z Aldoną tylko córki: Elżbietę i Kunegundę, ale teraz mógł się jeszcze żenić, mógł mieć prawego dziedzica.

Poza tym żyło dużo jeszcze Piastów mazowieckich z tego samego pnia, co sam Kazimierz, zwany Wielkim, który przecież sam był prawnukiem Konrada Mazowieckiego z kujawskiej linii, pochodzącej od tego księcia. Ostatni Piastowie mazowieccy: Stanisław i Janusz, synowie Anny z Radziwiłłów, która przez pewien czas była regentką Mazowsza, zmarli dopiero w 1524 i 1526 roku, już za panowania Zygmunta Starego.

Zresztą pomiędzy datami podanymi przez Długosza a genealogią Balzera zachodzi różnica. Według Balzera Aldona zmarła w maju, według Długosza w lipcu 1339 roku. Nie sądzę jednak, aby to zmieniało słuszność mego rozumowania.

Opisałem powyżej, jak opłakiwali Francuzi śmierć Karola VI, króla wariata, ponieważ był on ich „przyrodzonym” królem. Wielkie znaczenie dynastii w średniowieczu polega właśnie na tym, że utożsamia się ona z egzystencją i odrębnością narodu. Joanna d’Arc tak samo walczyła o dynastię narodową – w ten właśnie sposób powstaje idea narodu, mająca ogólnoludzkie znaczenie moralne.

Niestety, ujemne światło na motywy postępowania Kazimierza Wielkiego rzuca jeszcze to, że już na łożu śmierci część państwa polskiego i to ogromną – księstwa: sieradzkie, łęczyckie i dobrzyńskie – przekazuje jeszcze innemu, obcemu monarsze, mianowicie swemu wnukowi, Kaźkowi Szczecińskiemu, który nie jest ani Piastem, ani też żadnym hołdownikiem Królestwa Polskiego, lecz najzupełniej obcym władcą. Kazimierz jest więc wielkim parcelatorem państwa, które swoim bohaterstwem i wysiłkiem stworzył jego ojciec, prawdziwie wielki monarcha, Władysław Łokietek.

Stanisław Cat-Mackiewicz

Fragment książki „Herezje i Prawdy”, Wydawnictwo Universitas, Kraków 2012.

Portal KRESY.PL jest patronem medialnym wydania „Pism wybranych” Stanisława Cata-Mackiewicza w krakowskim Universitas.


[1]Słowa te Cat przypisywał Pierre’owi Lavalowi.

1 odpowieź

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply