Przestrogi dla Polski

Profesor Studnicki stosuje dziś nadal formułę polityczną, którą opracował jeszcze w wieku XIX, a która brzmi: w razie wojny jakiegoś mocarstwa z Rosją naród polski powinien powstać przeciw Rosji.

Wznowienie czarów Wesela w Londynie przypomniało mi czasy uniwersyteckie krakowskie oraz przywódcę Młodzieży Narodowej, który później był jednym z kierowników Naprawy, Kazimierza Wyszyńskiego, gdy mówił w Zjednoczeniu w 1918 roku:

– Wyspiański i Studnicki… Wyspiański wołający o zryw, o czyn, i Studnicki tworzący polityczną koncepcję tego czynu.

Przed pierwszą wojną światową przeważająca część młodzieży polskiej była pod mniejszym czy większym wspływem publicystyki Władysława Studnickiego.

Adam Koc we Lwowie, Mieczysław Niedziałkowski w Petersburgu…

Niestety, kiedy wczoraj rozmawiałem z p. Władysławem Studnickim w Londynie, stwierdziliśmy, że zapatrujemy się odmiennie na stan rzeczy w chwili obecnej.

Profesor Studnicki jest zwolennikiem czynnej postawy społeczeństwa w kraju wobec Sowietów i reżimu. „Nadchodzi wojna – powiada – i po końcu tej wojny nastąpią antyrosyjskie rozstrzygnięcia. Nasz udział w wojnie z Rosją będzie naszym kapitałem politycznym”.

Profesor Studnicki stosuje dziś nadal formułę polityczną, którą opracował jeszcze w wieku XIX, a która brzmi: w razie wojny jakiegoś mocarstwa z Rosją naród polski powinien powstać przeciw Rosji. Formułę tę stosował w okresie wojny rosyjsko-japońskiej i pierwszej wojny światowej. Dziś do tej formuły powraca.

Charakterystyczne jest, że mówiąc o sprawach dzisiejszych, wciąż powoływał się na analogie sprzed pierwszej wojny światowej, kiedy Józef Piłsudski stał na czele Związku Strzeleckiego i kiedy projektowano wybuch powstania w Królestwie w chwili wybuchu wojny austriacko-rosyjskiej. Wtedy – mówił mi prof. Studnicki – również nie wierzono w wojnę, tak mądry człowiek jak Władysław Żukowski twierdził jeszcze w 1914 roku, że wojny nie będzie. Wtedy także spotykały nas szykany ze strony tych, których uważaliśmy za sprzymierzeńców – władze austriackie na kilka miesięcy przed wojną chciały zakazać istnienia organizacji strzeleckich… Analogie do obecnych posunięć angielskich wobec nas.

Tyle p. Studnicki.

W 1914 roku byłem smarkaczem, ale byłem zwolennikiem polityki czynnej i dziś nie rektyfikuję tego stanowiska, natomiast uważam, że obecnie sytuacja jest całkowicie inna i zmusza nas do szukania całkowicie innych rozwiązań taktycznych. Zacznijmy od analogii Austria–Rosja sprzed 1914, a Anglosasi–Rosja w 1948 roku.

Dla Austro-Węgier, dla Niemiec, dla Rosji w 1914 roku kwestia, kto będzie panował nad Warszawą, Wilnem, Poznaniem, Krakowem i Lwowem, była kwestią pierwszorzędnej wagi dla samego istnienia państw.

Na polityczne losy Ameryki kwestia, do kogo będzie należeć Warszawa, żadnego w ogóle wpływu nie ma.

Wpływ Polaków na politykę Austrii, a także Rosji i Niemiec był zgoła inny niż wpływ Polaków na politykę Ameryki czy Anglii. Kwestia polska musiała w taki czy inny sposób oddziaływać na politykę tych państw. Gdybyśmy wpływ Polaków na cesarza austriackiego Franciszka Józefa i jego rząd określili liczbą 10 milionów, to w porównaniu z tym musielibyśmy obecny wpływ na Trumana i jego rząd wszystkich razem wziętych Rozmarków i Mikołajczyków wyrazić nie w milionach czy tysiącach, czy setkach, lecz jedynie i wyraźnie w formie… zera.

W 1914 roku ludzie nastrojeni przeciwko akcji czynnej mówili: ściągniecie na Polskę „straszne” represje ze strony Rosji. Odpowiadano na to: obawa przed represjami, kiedy chodzi o niepodległość, jest małodusznością. Naród jest nieśmiertelny, zabić go nie można…

Ale dzisiaj ta sprawa inaczej się przedstawia. W 1948 roku kwestia możliwości wymordowania całego narodu nie jest już fantazją, lecz możliwością. Represje, którymi mógł nam grozić rząd cesarski rosyjski w 1914 wydają się nam dzisiaj naiwne, dziecinne i łagodne. Możliwości represyjne rządu cesarsko-rosyjskiego w 1914 roku a możliwości represyjne Sowietów w 1948 mają się tak do siebie jak niebezpieczeństwo od strzały wypuszczonej z łuku do bomby atomowej.

Sowiety wobec dzisiejszej Polski posiadają o wiele większe możliwości od Niemców za czasów okupacji. Wobec Niemców cały naród polski był solidarny, obecnie nastąpiło jego rozdwojenie i Rosjanie będą rozstrzeliwać Polaków rękami innych Polaków.

Ale wszystkie powyższe moje argumenty nie mają znaczenia istotnego i nie przywiązuję do nich znaczenia decydującego. Rzeczą decydującą i miarodajną jest co innego.

Głównym moim argumentem jest przeciwstawienie się teorii prof. Studnickiego o „konieczności stworzenia kapitału antyrosyjskiego”. Teoria ta moim zdaniem została zdruzgotana przez doświadczenia z ostatniej wojny. Ten, kto ją znowu wysuwa, dowodzi, że nie chce dyskontować najbardziej oczywistych doświadczeń. Oto przez cały czas drugiej wojny światowej Polacy nie robili nic innego, jak składali się na stworzenie „kapitału antyniemieckiego”. I co nam z tego przyszło…

Zaczęliśmy wojnę z Niemcami, walczyliśmy jak lwy, mieliśmy armię podziemną, jakiej nie miała ani Norwegia, ani Holandia czy Belgia, ani Francja, ani nikt inny prócz nas, spaliliśmy swoją stolicę w walce rozpaczliwej, szliśmy ręka w rękę z Rosjanami, mieliśmy Monte Cassino i… utraciliśmy niepodległość, zostaliśmy oszukani, sprzedani, dziś nas traktują w Anglii jak uciążliwą hałastrę wyzyskiwaczy.

Sytuacja krajów, które podczas wojny szły z Hitlerem, jak Rumunii, Węgier, Czech, jest nie tylko nie gorsza od naszej, lecz o wiele lepsza i kraje te są o wiele bardziej od Polski w Ameryce i Anglii popularne.

Nasze „zbieranie sobie antyniemieckiego kapitału” podczas drugiej wojny nie tylko nic nam nie dało, lecz poważnie zaszkodziło, bo stało się źródłem naszej politycznej słabości w chwili ukończenia wojny. „Sprawiedliwość” bowiem polityczno-międzynarodowa jest „sprawiedliwością” w cudzysłowie, wymierza się ona nie według wkładu do wojny, lecz według stanu sił w chwili ukończenia wojny. Gdyby krew przelana w wojnie miała znaczenie kupna akcji w przedsiębiorstwie, ba! – wtedy byłoby co innego. Ale nam się tak tylko zdawało, że tak jest. Prawdziwe zwycięstwo polega na posiadaniu sił w chwili końca wojny. Starałem się to wyjaśnić moim rodakom w Londynie w czasie wojny, ale oczywiście byłem pokonany angielskimi brzęczącymi kontrargumentami, które sprawiały, że polski Londyn wołał do kraju zdradziecko: bijcie się, bijcie się, świat na was patrzy!

Ale dziś, na razie, na szczęście, Anglicy się mało interesują sprawami polskimi i nie podszczuwają nas do wyścigów, kto więcej z siebie wyrzuci hurrapatriotycznych okrzyków.

Niewiele mamy dziś sił. Raczej jej resztki. Toteż byłoby całkowitym szaleństwem, aby te resztki sił narodowych miały być wydawane na powtórne zdobywanie sobie w „oczach świata” „kapitału”… tym razem antyrosyjskiego.

Po wojnie najbardziej wojną osłabieni najmniej uzyskują. Jeśli przyjdzie nowa wojna, wszelka nasza polityka, rozwaga i patriotyzm powinna być na to skierowana, aby w czasie trwania tej wojny nie dać ponownie osłabić sił naszego narodu.

Stanisław Cat Mackiewicz

Fragment książki Chciałbym przekroczyć kurtynę żelazną “Lwów i Wilno” 1946-1950, Wydawnictwo Universitas, Kraków 2016. Tekst ukazał się pierwotnie w: „Lwów i Wilno”, nr 73, 30 maja 1948..

Portal KRESY.PL jest patronem medialnym wydania „Pism wybranych” Stanisława Cata-Mackiewicza w Wydawnictwie Universitas.

1 odpowieź

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply