17 września 1939 roku wojska sowieckie „wbiły nam nóż w plecy” wkraczając ze wschodu do Polski, która w tym czasie wciąż toczyła zażarte walki z wojskami niemieckimi. Pamiętamy, co ta inwazja dla nas oznaczała: obok cierpień Polaków, także straty terytorialne. Jakże często jednak zapominamy, iż nasza historia, to nie tylko martyrologia. Polska przez kilka wieków była europejskim mocarstwem i wtedy daleko jej było do wcielania się w rolę chłopca do bicia. Gdy trzeba było, potrafiła z bronią w ręku, skutecznie bronić swych interesów.

17 września 1939 roku wojska sowieckie „wbiły nam nóż w plecy” wkraczając ze wschodu do Polski, która w tym czasie wciąż toczyła zażarte walki z wojskami niemieckimi. Pamiętamy, co ta inwazja dla nas oznaczała: obok cierpień Polaków, także straty terytorialne. Jakże często jednak zapominamy, iż nasza historia, to nie tylko martyrologia. Polska przez kilka wieków była europejskim mocarstwem i wtedy daleko jej było do wcielania się w rolę chłopca do bicia. Gdy trzeba było, potrafiła z bronią w ręku, skutecznie bronić swych interesów.

Niemal dokładnie 330 lat wcześniej, bo 21 września 1609 roku, wojsko polskie dokonało inwazji państwa moskiewskiego. Wojna, którą przerwał rozejm obowiązujący od 1619 roku, pozostawiła w polskich i litewskich rękach około 75 tys. km2nabytków terytorialnych[1]. To mniej więcej 1 / 4 dzisiejszej powierzchni Polski. Ale to nie wszystko. Rzeczpospolita odzyskała również Smoleńsk, utracony przez Wielkie Księstwo Litewskie w 1514 roku. To potężnie ufortyfikowane miasto miało olbrzymie znaczenie strategiczne. Było „wrotami do Litwy”, ale też i „bramą do Moskwy”. Kto je posiadał, kontrolował najdogodniejszy szlak przemarszu wojsk mogących zaatakować czy to Wielkie Księstwo Litewskie, czy Moskiewskie. To jednak nie koniec. Wojna ta pozostawiła w rękach królewicza polskiego Władysława Wazy tytuł cara. A ponadto pamięć o dwuletnim pobycie Polaków na moskiewskim Kremlu i spaleniu przez nich Moskwy.

Początek inwazji

Jak na tak doniosłe skutki, data 21 września, oznaczająca początek polskiej inwazji na państwo moskiewskie (dokładnie rzecz ujmując jest to dzień, w którym granicę przekroczył król Zygmunt III Waza z siłami głównymi), jest wyjątkowo słabo znana. Warto więc przypomnieć co się wówczas działo. Opisał to anonimowy autor „Diariusza drogi Króla JMci Zygmunta III od szczęśliwego wyjazdu z Wilna pod Smoleńsk w roku 1609 a die 18 Augusta i fortunnego powodzenia przez lat dwie do wzięcia zamku Smoleńska w roku 1611”[2].Choć wciąż nie udało się zidentyfikować osoby autora, to wiadomo, że przebywał on w najbliższym otoczeniu monarchy. Wiadomo, że towarzyszył królowi i wojsku w wyprawie. Być może był to któryś z królewskich sekretarzy. A co pisał o 21 września 1609 roku?

„Ruszył się KJM [Król Jego Mość] w takim porządku ku granicom moskiewskim: wprzód szło piechoty węgierskiej 800, pana star.[osty] sandeckiego [Stanisława Lubomirskiego] 200, ks[iążęcia] pana krakowskiego [Janusza Ostrogskiego] 100. Za niem kozacka [lekkiej jazdy] chorągiew pana star.[osty] sandec[kiego, Stanisława Lubomirskiego] 100 koni. Po niej kozacy [lekka jazda] pana krakowskiego [Janusza Ostrogskiego], także 100 koni. Za tym szło usarzów [husarzy] pana star.[osty] sand[eckiego, Stanisława Lubomirskiego] 200 bar[d]zo porządnych, a wprzód samym KJM [Królem Jego Mością] ks. JM [książę Jego Mość] pan krakowski [Janusz Ostrogski] także 100 koni usarzów [husarzy] chłopno [z dobrych złożona ludzi] i świetno. Za nimi osób około KJM [Króla Jego Mości] do 70. Za KJM [Królem Jego Mością] chorągiew dworska [dworzan królewskich], pod którą 600 kopijnika [husarzy], po chorągwi [dworskiej] szła jazda Prusaków, Inflantyczków i Pomorczyków, którą prowadził pan kawaler [maltański, Bartłomiej] Nowodworski 150 koni, każdy z parą rusznic. Za tym szło kozaków królewskich 100 koni, potym piechoty niemieckiej pana Waierowej [Ludwika Weihera] 1400.

Ty, ordynkiem [porządkiem] przeszliśmy granice nasze u rzeczki Iwały gdzie J[ego]M[ość] pan podkanclerzy kor.[onny, Feliks Kryski] imieniem dworu KJM [Króla Jego Mości] winszował szczęśliwego we[j]ścia w to państwo, które sobie {ten} gruby [barbarzyński] naród [czyli Moskale] windykować chciał i śmiał przez lat 96, życząc, aby tę imprezę Pan Bóg jako szczęśliwie począł i prowadzi, tak fortunnie postawił ku czci i chwale swej świętej, ku rozszerzeniu państw JKM [Jego Królewskiej Mości], a {na} nieśmiertelną sławę KJM [Króla Jego Mości].

Był wszy[s]tek poranek chmurny i deszcz się pokuszał, ale skoro KJM [Król Jego Mość] przeszedł ten most, prawie o 10 godzinie na półzegarzu [10 rano] tejże prawie minuty tak się wypogodziło niebo, że żadnej chmury nie było i tak aż do wieczora pogoda trwała. {Przyszedłszy tego dnia do Wasylowa, zastaliśmy w obozie J[ego]M[ość] pana hetmana}. Tegoż dnia w Wasilewie rota [husarska] kniazia [Janusza] Poryckiego przeszła 150 koni chłopna i konna [złożona z dobrych ludzi i koni].”[3]

Przybywamy jako przyjaciele?

Tak, jak wkraczający w 1939 roku do Polski Sowieci, tak i Polacy 330 lat wcześniej, inwazję na sąsiada próbowali zamaskować odezwami, w których agresję usprawiedliwiano chęcią niesienia pomocy miejscowej ludności w obliczu upadku ich państwa. Jak pisał Wojciech Polak:

„Dnia 19 września, w pobliżu granicy pomiędzy Rzecząpospolitą a Moskwą, Zygmunt III wydał specjalny uniwersał skierowany do smoleńszczan. Na początku stwierdzał w nim, że od śmierci ostatniego Rurykowicza – Fiodora, sytuacja Państwa Moskiewskiego jest tragiczna. Bojarzy i inni mieszkańcy Moskwy prosili go więc, aby nie dopuścił do ich ostatecznego upadku. Dalej król oznajmiał:

Idziemy ku wam nie dlatego, abyśmy wojować albo krew waszę przelewać mieli, ale dlatego iżby z pomocą Bożą i modlitwami Przenajświętszej Bogurodzicy naszej i wszystkich świętych wybranych Bożych was od wszystkich nieprzyjaciół waszych obronić i z niewoli od ostatniego zagubienia wybawić. Krew chrześcijańską jako najprędzej ująć, wiarę prawosławną, ruską nienaruszenie zadzierżeć.

Na koniec król prosił, aby wyszli do niego z chlebem i solą, i przyjęli jego panowanie. W zamian obiecywał nietykalność majątków, wiary, przywilejów.

A jeśliby takim teraźniejszym miłosierdziem Bożym i naszą królewską łaską pogardzili (czego o was nie dzierżymy) tegoż wy sami siebie, żony i domy swoje wojskom naszym w pustoszenie dajecie –ostrzegał król na końcu swego manifestu.”[4]

Dla porównania zacytuję odezwę sowiecką do polskich żołnierzy z 17 września 1939 roku. Zachowano oryginalną pisownię:

„Rzołnierze Armii Polskiej! Pańsko-burżuazyjny Rząd Polski, wciągnowszy Was w awanturystyczną wojnę pozornie przewaliło się. Ono okazało się bezsilnym rządzić krajem i zorganizować obronu. Ministrzy i gienerałowie, schwycili nagrabione imi złoto, tchórzliwie uciekli, pozostawiają armię i cały lud Polski na wolę losu. Armia Polska pocierpieła surową porażkę, od którego ona nie oprawić wstanie się. Wam, waszym żonom, dzieciam, braciam i siostram ugraża głodna śmierć i zniszczenie. W te ciężkie dni dla Was potężny Związek Radziecki wyciąga Wam ręce braterskiej pomocy. Nie przeciwcie się Robotniczo-Chłopskiej Armii Czerwonej. Wasze przeciewienie bez kożyści i przerzeczono na całą zgubę. My idziemy do Was nie jako zdobywcy, a jako wasi braci po klasu, jako wasi wyzwoleńcy od ucisku obszarników i kapitalistów. Wielka i niezwolczona Armia Czerwona niesie na swoich sztandarach procującym, braterstwo i szczęśliwe życie. Rzołnierze Armii Polskiej! Nie proliwacie doremnie krwi za cudze Wam interesy obszarników i kapitalistów. Was przymuszają uciskać białorusinów, ukraińców. Rządzące kole Polskie sieją narodową rużność między polakami, białorusinami i ukraińcami. Pamiętajcie! Nie może być swobodny naród, uciskające drugie narody. Pracujące białorusini i ukraińcy – Wasi procujące, a nie wrogi. Razem z nimi budujcie szczęśliwe dorobkowe życie. Rzucajcie broń! Przechodźcie na stronę Armii Czerwonej. Wam zabezpieczona swoboda i szczęśliwe życie. Naczelny Dowódca Białoruskiego frontu Komandarm Drugiej Rangi Michał Kowalow. 17 września 1939 roku.”

Jeśli historia jest nauczycielką życia, to powinniśmy z niej wyciągnąć jeden ważny wniosek – nie należy wierzyć w piękne deklaracje wkraczających wojsk sąsiada.

Po co to wszystko?

Odezwy, jak to zwykle odezwy, służyły do omamienia i osłabienia woli walki przeciwnika. Prawdziwy cel polskiej inwazji był inny. 10 marca 1609 roku[5]Szwedzi i Moskale zawarli w Wyborgu porozumienie, skierowane swym ostrzem w Rzeczpospolitą. Oznaczało to zerwanie przez Moskwę rozejmu z 1608 roku. Tak więc to nie Zygmunt III Waza, lecz Wasyl IV Szujski zainicjował wojnę i polską inwazję. Rzeczpospolita w 1609 roku zrobiła jedynie to, co zrobiłby każdy, odpowiednio silny kraj na jej miejscu. Zareagowała na niekorzystną dla niej umowę sojuszniczą zawartą przez jej dwóch wrogów. Rozpoczęła kroki wojenne, których celem było tak odzyskanie Smoleńska, jak i zerwanie współpracy między jej rywalami. Oba te cele, a nawet sporo więcej, w trakcie wojny osiągnęła.

Bywało gorzej

Inwazja 1609 roku nie była ani pierwszą, ani ostatnią w historii zmagań polsko–rosyjskich. Z pewnością nie była również najbrutalniejszą. Zygmunt III Waza, przynajmniej na początku, dbał o zachowanie pozorów. Co prawda obległ Smoleńsk, ale równolegle prowadził negocjacje z bojarami. Jego wojsko walczyło z Rosjanami, ale z drugiej strony zachowywało się na tyle poprawnie, że miejscowi chłopi zaopatrywali je w żywność[6]. Jakże odbiegało to od zachowania armii Rzeczypospolitej, która wkraczała do państwa moskiewskiego na początku 1664 roku… Jeden z jej żołnierzy pisał wówczas:

„Dnia 14 [stycznia 1664 roku], za odemknieniem się armaty i myśmy się ruszyli do Moskwy za prawym naszym skrzydłem z jm. panem hetmanem [polnym litewskim Michałem Kazimierzem Pacem], który za jaściem o półtory mile [około 10 km] w moskiewską ziemię, sam ogień włożył w dach jednej słobody [osady], która na granicy była, dawszy w imię Boże licencyją [pozwolenie] palić i ścinać.”[7]

Różnie też wyglądały inwazje wojsk rosyjskich na Rzeczpospolitą. Były mniej i bardziej brutalne. Zawsze jednak obu atakującym stronom chodziło o to samo. Nie o pomoc miejscowym, lecz o realizację własnych interesów.

dr Radosław Sikora

Tematy powiązane:

„Dał nam przykład Bonaparte jak zwyciężać mamy?”

„Czego Napoleon mógłby się nauczyć od Żółkiewskiego”

„Kłuszyn 4 VII 1610”

„Jak Polacy Moskwę spalili”

„Bitwa pod Moskwą 31 III 1611”

Przypisy:


[1] Jacek Ślusarczyk, Obszar i granice Polski (od X do XX wieku). Toruń 1996. s. 54.

[2] Diariusz drogi…Opr. Byliński. Wrocław 1999.

Diariusz drogiopracowany przez Janusza Bylińskiego bazuje na rękopisie znajdującym się w Bibliotece Jagiellońskiej (BJ, nr 102, s. 321 – 446). Uzupełniony jest jednak przez kilka innych kopii (BJ akc. 5/52, k. 89r-126r; B. Racz. rps 33, k. 297r-347r; B. Racz. 25, k. 4v-5v; B. Racz. 139, k. 339-340; B. Racz. 390, k. 277-279 i n.; B. Czart., rps 104, k. 805-812; Dyarjusz spraw pod Smoleńskiem in Januario 1610. W: „Biblioteka Naukowego Zakładu im. Ossolińskich” R. 1847, t. II, s. 409 – 417). Stąd jego treść różni się od rękopisu BJ, nr 102.

[3] Diariusz drogi, s. 64 – 65.

[4] Wojciech Polak, O Kreml i Smoleńszczyznę. Polityka Rzeczypospolitej wobec Moskwy w latach 1607 – 1612. Gdańsk 2008. s. 137.

[5] Według kalendarza gregoriańskiego. Według kalendarzy obowiązujących w Szwecji i Wielkim Księstwie Moskiewskim było to 28 lutego.

[7] Jan Władysław Poczobut Odlanicki, Pamiętnik [1640 – 1684]. Opr. Andrzej Rachuba. Warszawa 1987. s. 188.

1 odpowieź

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. no_tak
    no_tak :

    Tragicznie bardzo brzydkie zestawienie z datą 17.09.1939r.
    Jaki tatuś taki syn / Szwed po Szwedzie/.
    Napisz Pan lepiej co było 10 -14 lat wcześniej, przed 1609r.
    Dlaczego te szwedzkie wieśniaki tak pragnęły Polski?.
    Pisz Pan od siebie i za siebie, w nawiązaniu do swojego rodowodu.
    Może na ten temat więcej, a nie głupich insynuacji że Polak to że Polacy tamto.
    Same kłopoty z tymi Szwedami i Habsburgami i tudzież innymi panami świata.