Hasło „Polska” – oto jedyne hasło, które przez wieki łączyło społeczeństwo rosyjskie z władzą państwową w celu gnębienia Polaków.

Od wielu lat polemizuję z p. Strońskim, a sądzę, że nasze polemiki ustać mogą dopiero na skutek jakiejś okoliczności od nas obydwu niezależnej, na przykład, gdy po zakończeniu wojny obecnej i on i ja, jako biało-Polacy, zmuszeni bylibyśmy do wyrzeczenia się naszego dziennikarskiego zawodu i zamienienia go na zawód pucybuta lub żebraka gdzieś w Nowym Jorku. Ale sądzę, że i wtedy stalibyśmy na przeciwległych rogach jednej i tej samej ulicy i wymieniali poglądy o ostatnich artykułach Wandy Wasilewskiej lub któregoś z obecnych lejbpublicystów p. Kota, którzy by pisali w czerwonej, ludowo-robotniczej prasie oswobodzonej Warszawy.

Tak, tak Protazeńku.

Tak, tak Gerwazeńku.

Od wielu lat zarzucałem p. Strońskiemu, że nie docenia niebezpieczeństw płynących dla nas z bezpośredniego sąsiedztwa sowieckiego, z potęgi i mocy Rosji sowieckiej. Dziś nastała chwila najbardziej tragicznego mego triumfu. Dziś p. Stroński wydrukował w „Wiadomościach Polskich” pięć artykułów, w których polemizuje z projektami sowieckimi co do nas, chociaż polemizuje, jak to zaraz poniżej wykażę w sposób osobliwy, używając nie tylko pióra, lecz i pudru i różu. Napisze kilka prawd oczywistych i zaraz uspakaja, gładzi, przekręca; to, co pisze czarnym, żałobnym atramentem, pudruje i różuje.

Starym zwyczajem p. Stroński może mi odpowiedzieć, że jeśli on nie doceniał niebezpieczeństwa sowieckiego i teraz musi się kajać, to ja znów nie doceniałem niebezpieczeństwa niemieckiego. Otóż tak nie jest!

Naród polski prowadzi dziś walkę z Niemcami na śmierć i życie, ale w tej walce z Niemcami nie jesteśmy odosobnieni, przeciwnie – największe potęgi świata i szereg państw małych walczy razem z nami. Od Imperium Brytyjskiego i Stanów Zjednoczonych po maleńki Luksemburg wszystko walczy z Niemcami i jakkolwiek dwa lata temu wojna ta była nie tylko ciężka, ale i groźna, to już teraz, pomimo wszystkich błędów, które wielcy sprzymierzeni zrobili i jeszcze zrobią, jest już całkiem jasne, że zwycięstwo będzie po naszej antyniemieckiej stronie.

Zawsze liczyłem się z możliwością napaści Niemiec na nas i z ich szatańskimi zamiarami wytępienia naszego narodu. Niebezpieczeństwo niemieckie było i zapewne będzie w przyszłości dla Polski bardzo wielkie i bardzo groźne, ale jednak Niemcy leżą w środku Europy, w sercu nie tylko naszego kontynentu, ale i całego cywilizowanego świata, i dlatego nadmierny ich rozrost automatycznie porusza ogólnoświatowy system hamulców. Rzecz inna jest, gdy chodzi o jakieś inne państwo położone na peryferiach. Gdy Niemcy sięgają po Belgię, powoduje to konflikt światowy, ale to bynajmniej nie znaczy, że konflikt światowy powstanie także, gdy Boliwia i Paragwaj walczą o Chaco. Rzeczywistość ilustruje nam zresztą najlepiej tezę powyższą. Niemcy na nas napadli i oto wzięci zostaliśmy w obronę przez Londyn i Waszyngton – w przeciwstawianiu się roszczeniom sowieckim jesteśmy dziś tak dobrze, jak odosobnieni. Niemcy nas niszczą, ale Niemcy będą pobite. Tragiczne dla nas pytanie brzmi: cóż będzie dalej?

Jako publicysta uprawia p. Stroński niewątpliwie zręczniejszą taktykę polityczną, aniżeli ją uprawiał jako minister. Wtedy konfiskował, niszczył, ukrywał prawdę. Dziś prawdę tę ujawnia, ale na swój sposób. Wrażenia sędziów i wyrok zależy od sposobu, w jaki sprawę przedstawi sędzia referent. Pan Stroński chętnie się podjął referatu o stosunkach polsko-sowieckich przed sądem opinii emigracyjnej, aby przede wszystkim zeskamotować[1], ukryć błędy, które poczynił ten rząd, którego p. Stroński był członkiem, o nie! o wiele więcej niż członkiem – którego był ideologiem politycznym, a po drugie aby opinię uśpić, ukołysać, uspokoić, wpoić w nią własne iluzje i zaślepienia.

II

Pierwszy z tych pięciu artykułów nazywa się Tajemnicza Rosja[2], poświęcony jest historii Rosji w XVI i XVII wieku i napisany ze swobodą felietonu, aby się nie liczyć z brutalną, historyczną prawdą. Dla p. Strońskiego Rosja w XVI i XVII wieku była enigmatyczna i daleka, a z wojen polsko-rosyjskich zna tylko wyprawę Dymitra i jej skutki. O innych wojnach nie pamięta. O zajęciu Wilna w XVII wieku przez Rosjan podczas najazdu Szwedów na Polskę w sposób analogiczny do zajęcia Wilna w czasie agresji niemieckiej oczywiście nie wspomina. Potem przeskakuje przez wieki XVIII i XIX, czasy rozbiorów i powstań, nie znajdując w nich widać dla polsko-rosyjskich stosunków nic godnego uwagi czy interesującego i w następnym artykule zatytułowanym Polska i Rosja: 1921–1939[3]ląduje od razu w epoce traktatu ryskiego. Od tego traktatu po dzień sowiecko-niemieckiego porozumienia z 23 sierpnia 1939 roku stosunki polsko-sowieckie były zdaniem p. Strońskiego wprost idealne. Coś tam – powiada – bruździł Komintern (zauważmy! Kominternu już nie ma[4]), coś tam może przemyśliwał Piłsudski, ale po „obu stronach” „wzięło górę” „dążenie do pokoju i do stosunków poprawnych”.

Jak widzimy referat p. Strońskiego o przeszłości jest nie tyle historycznie prawdziwy i historycznie obiektywny, ile idylliczny.

Teraz chciałbym jak najsilniej i jak najwyraźniej podkreślić jedno zastrzeżenie.

Uważam, że w pewnych czasach i w pewnych okolicznościach publicysta polityczny może, a nawet powinien pisać o stosunkach pomiędzy dwoma narodami w sposób pojednawczy. Uważam także, że wówczas, w myśl zasady „cel uświęca środki” można mu darować odstępstwa od prawdy historycznej nawet tak duże, jakich się dopuścił p. Stroński w ostatnich swoich pięciu artykułach. Ale takie artykuły pojednawcze muszą na swoje usprawiedliwienie mieć jakąkolwiek celowość, jakiekolwiek dobro, które w stosunkach między dwoma narodami przynieść mogą. Gdybym mógł przez sekundę myśleć, że p. Strońskiego hokus-pokus z historią może mieć jakikolwiek oddźwięk po stronie sowieckiej, że spowoduje tam choćby częściowe uznanie naszych praw i zadowolenie naszych żądań, to bym najgłośniej oklaskiwał historyczne interpretacje p. Strońskiego i jeszcze bym mu podpowiadał: zapomniałeś pan o dwóch największych szermierzach polsko-rosyjskiej przyjaźni, o Katarzynie II i hrabim Murawiowie.

Ale właśnie o to chodzi, że „dziad przemawia do obrazu, a obraz doń ani razu”, że na liczne graniczące z upokorzeniem godności narodu oświadczenia naszego rządu, że chcemy z Rosją dobrych, najlepszych stosunków, przychodzą z tamtej strony odpowiedzi niezawierające dla nas źdźbła jakiejkolwiek nadziei.

I wśród tych właśnie okoliczności wypada się nam ustosunkować do artykułów p. Strońskiego. Powiada on, że to, co Rosjanie chcą nam dziś zabrać stanowi zaledwie jedną dziesiątą tego, co od XVII wieku począwszy, już byli zabrali. A więc powiada p. Stroński sprytnie i propagandowo, że sprawa ta dla Polski i dla Rosji „nie jest równej wagi”. Dla nas nasze ziemie wschodnie to kwestia istnienia, a dla olbrzymiej Rosji to bagatela.

Ten chwyt jest propagandowo poprawny i można by go używać w innych okolicznościach. Wiemy jednak, że Rosjan dzisiaj nie przekona, że użycie jego może mieć jako jedyny skutek realny uśpienie własnej naszej czujności. Bo jednak to jest tylko chwyt propagandowy, a nie realne odzwierciadlenie rzeczywistości, więc skoro chwyt nie chwyci to w ogóle nie warto go używać. Prawda tkwi w czym innym, w olbrzymim dla psychiki rosyjskiego społeczeństwa znaczeniu kwestii polskiej. Hasło „Polska” – oto jedyne hasło, które przez wieki łączyło społeczeństwo rosyjskie z władzą państwową w celu gnębienia Polaków. Historyk Karamzin, czczony przez społeczeństwo rosyjskie, składa cesarzowi Aleksandrowi I protest z powodu zbyt liberalnej polityki tego cesarza wobec Polaków. Jest to jak się zdaje pierwszy odruch społecznego patriotyzmu wśród Rosjan… Mikołaj I buduje swą władzę zniszczeniem buntu dekabrystów, ale wodze psyche rosyjskiej ujmuje w swe ręce dopiero w czasie powstania listopadowego 1831 roku. Wszystko, co było rewolucyjne w Rosji teraz wygraża Polakom. Puszkin pisze swe piękne antypolskie hymny. Jeszcze większy, jeszcze bardziej zasadniczy, o wiele bardziej poważny przełom ma miejsce za czasów powstania 1863 roku. Stanowi ono dla rozwoju wewnętrznego i duchowego Rosji krawędź wyraźną, oddziela czasy, w których wśród inteligencji rosyjskiej przeważał indyferentyzm narodowy od czasów Katkowa i Dostojewskiego, czasów zawziętego, agresywnego nacjonalizmu. Wreszcie pierwsza jaskółka pogodzenia się nowej i starej Rosji to w roku 1920 wezwanie dawnego pazia cesarskiego generała Brusiłowa, że na wojnę z Polakami iść trzeba chociażby pod dowództwem Sowietów. Tylko dobre znawstwo historii i literatury rosyjskiej XIX i wieku może nam dać dokładny obraz, jak głęboko w nacjonalizm rosyjski wrosła kwestia polska. Nie żadna zdobycz cieśnin, lecz panowanie nad Polską było i będzie serdeczną potrzebą tego nacjonalizmu. Jeśli istnieją narodowe mity, narodowe świętości, to konieczność panowania nad Polską jest właśnie taką świętością dla Rosji. Nie zaprzeczają temu wszelkie objawy dobroduszności, a nawet serdeczności, z którymi niektórzy Polacy spotykali się u niektórych Rosjan. Tak jak ojcowska miłość do dziecka nie przeszkadza czasami okrucieństwu wobec tego dziecka, tak również dążność do panowania nad Polską powszechna u Rosjan, stanowiąca nieodzowny składnik rosyjskiego patriotyzmu, nie wyklucza pewnych sporadycznych wybuchów dobroduszności przy tego panowania realizacji.

III

Dlaczego p. Stroński zamiast zacytować tekst układu z 30 lipca 1941 roku opowiada go swoimi słowami?

Pan Stroński pisze:

W układzie z 30 lipca 1941 roku, wchodzącym w życie natychmiast po podpisaniu:

1) rząd ZSRR uznaje, że traktaty sowiecko-niemieckie z roku 1939 dotyczące zmian terytorialnych utraciły swą moc;

2) przywraca się stosunki dyplomatyczne;

3) ustala się wzajemną pomoc w wojnie przeciw Niemcom hitlerowskim;

4) postanawia się tworzenie armii polskiej na obszarze ZSRR;

5) zapewnia się zwolnienie wszystkich obywateli polskich pozbawionych wolności w ZSRR.

Pan Stroński celowo opuszcza 2 ustęp 1 punktu umowy, który brzmiał: „Rząd polski oświadcza, że Polska nie jest związana z jakimkolwiek trzecim państwem żadnym układem zwróconym przeciwko ZSRR”.

Wiadome było notorycznie w lipcu 1941 roku, że Polska nie jest z żadnym państwem związana żadnym układem przeciwko Sowietom, a jednak dlaczegoś rząd sowiecki ten ustęp do umowy wstawił i dlaczegoś p. Stroński w swym opowiadaniu o umowie go opuścił.

Wiemy, że dziś za układy zwrócone przeciwko ZSRR uważa rząd sowiecki wszelkie układy dotyczące przyszłej federacji narodów w środkowej Europie.

Zechce p. Stroński wziąć do ręki moją broszurę wydaną w październiku 1941 roku i stwierdzić, że na str. 7 i 8 tej broszury przewidziałem, że Sowiety taki właśnie użytek z tego oświadczenia zamiar uczynić mają[5].

Wbrew opowieści p. Strońskiego w samym układzie nie było żadnej wzmianki o „zwolnieniu obywateli”, a tylko do umowy dodany był protokół dodatkowy, w którym było powiedziane, że rząd sowiecki udzieli „amnestii”.

Dlaczegoś właśnie to zwolnienie nastąpiło w takiej formie, dlaczegoś rząd sowiecki wybrał właśnie tę formę i dlaczegoś p. Stroński o tej formie obecnie nie wspomina. Wyraz amnestia miał jednak bardzo niepożądane dla naszych rodaków konsekwencje. Nie będziemy tu powtarzać tego, cośmy już często pisali.

Pan Stroński przeinacza także rzeczywistość opowiadając, że podpisanie układu przeciągnęło się na skutek oporu rządu sowieckiego, a nie wspominając, że opóźnienie podpisania układu nastąpiło także dlatego, że patriotyczna mniejszość gabinetu gen. Sikorskiego zaprotestowała przeciwko redakcji układu, który nie był tym, czym być powinien, to jest traktatem pokoju pomiędzy dwoma państwami będącymi dotychczas z sobą w stanie wojny, układem jasno precyzującym kwestię granic i kwestię obywatelstwa.

W dalszym ciągu czwartego artykułu z cyklu Polska i Rosja, dotyczącego dziejów 1941–1943[6], p. Stroński występuje jako samooskarżyciel.

Stwierdza on bowiem, że już w grudniu 1941 roku władze sowieckie kwestionowały obywatelstwo polskie osób pochodzących z ziem wschodnich, w styczniu 1942 roku rozszerzyły tę interpretację, że w czerwcu 1942 roku władze sowieckie zniosły polskie placówki.

Dlaczego p. Stroński – publicysta stwierdzający dziś te prawdy w druku, nie uważa za stosowne bodajże słówkiem wyjaśnić czemu, gdy był ministrem, prawdom tym tak energicznie zaprzeczał?

IV

W jednym ze swoich artykułów omawianego cyklu powiada p. Stroński, że nawet po zawarciu układu o nieagresji z 23 sierpnia 1939 roku pomiędzy Niemcami a Rosją sowiecką nie wierzył, że dojdzie do współdziałania pomiędzy Niemcami a Rosją.

A potem rzuca tryumfalne słowa: „Miało się okazać 17 września 1939, że się omyliłem, a 22 czerwca 1941 roku, że nie zupełnie”.

Pod wpływem tego triumfu zapomina widać p. Stroński, że w rezultacie 22 czerwca (wybuch wojny niemiecko-sowieckiej) zmniejszyły się co prawda obawy, że Polska utraci niepodległość na rzecz Niemiec, ale natomiast znakomicie wzrosły obawy, że Polska utraci niepodległość na rzecz Rosji sowieckiej. A my jesteśmy jak ten indyk, który zapytany w jakim sosie życzy sobie być upieczony, odpowiedział, że wcale nie chce być upieczony i któremu oświadczono kwaśno: wychodzisz z kwestii.

Patriotyzm p. Strońskiego wyżywa się wyłącznie w nienawiści do Niemiec i stąd nieczuły i głuchy jest na niebezpieczeństwa skądinąd dla nas płynące. Jakież dziwne sprawia wrażenie ten ustęp artykułu p. Strońskiego (Polska–Rosja 1939–1941)[7], w którym, po opowiedzeniu nam pobieżnie wszystkiego co zaszło na polskim terytorium okupowanym przez Sowiety (deportacje, aresztowania, plebiscyty) powiada, że zarówno Stalin, jak urzędowy dziennik ZSRR po wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej wyjaśnili, że okupacja Polski przez Sowiety były koniecznością w przewidywaniu ataku Niemiec na Rosję, zakańczając to dość niespodziewaną jak na byłego szefa polskiej propagandy konkluzją: „przewidywanie to było słuszne”.

Krótko mówiąc, bolszewicy powiadają, że musieli okupować pół Polski, aby się zabezpieczyć przed napadem Niemiec, a polski publicysta i były minister odpowiada: mieliście rację. Oto do czego doprowadzają p. Strońskiego jego metody szukania języka pojednawczego i omijania kwestii drażliwych.

Cenię p. Strońskiego jako utalentowanego publicystę i jako przyzwoitego osobiście człowieka. Ale przyznać muszę, że p. Stroński zawsze źle przewiduje zarówno w polityce zagranicznej jak wewnętrznej.

Na zebraniu politycznym po walnym zjeździe ziemian w 1925 roku rzucił lekceważące słowa: „Jeśli dziś ktoś w ogóle czyta mowy p. Piłsudskiego”… W kilka miesięcy później marszałek Piłsudski doszedł do władzy w dyktatorskiej mocy.

Na wiosnę 1941 roku, gdy Niemcy usadowili się w Norwegii, p. Stroński wyjaśnił: „To akt rozpaczy”.

Bardzo by się wtedy zdziwił gdyby mu ktoś powiedział, że następnym aktem rozpaczy będzie zajęcie Paryża, które nastąpiło dwa miesiące później.

Po podpisaniu paktu z Sowietami w lipcu 1941 roku p. Stroński szalał z radości i gotów był pouczać Amerykanów, że w Rosji nie ma prześladowań religijnych. Nie przypuszczał najwyraźniej, że Sowiety w półtora roku później zerwą z nami stosunki dyplomatyczne.

Nawet w stosunku do własnej kariery politycznej p. Stroński nie ma daru przewidywania. W Paryżu ustąpił miejsca gen. Sikorskiemu, popierał go jak tylko mógł i umiał, a gen. Sikorski wydalił go z gabinetu.

Ale ten wybitny umysł i wybitny publicysta nie tylko nie umie przewidywać, nie umie też spostrzegać. Oto np. w swoim artykule o Polsce i Rosji w 1920 roku powołuje się na rozporządzenia rządu sowieckiego z 29 sierpnia 1918 roku, które uznało, że akty rozbiorów Polski z XVIII wieku uznane są za niebyłe i nieważne. Nie widzi, że Sowiety, które dziś mają dobrych radców prawnych, tej samej dokładnie formuły użyły w pakcie z nami z 30 lipca 1941 roku. Cóż to znaczy? Ano, chodzi tu o dodatkowy, a korzystny dla tezy sowieckiej argument prawniczy. Zważmy, że dekret sowiecki uznający za niebyłe i nieważne akty które zawarła Rosja z Austrią i Prusami dotyczące rozbiorów Polski nie restytuowałautomatycznie granic Polski z przed tych rozbiorów, że potrzebny był w tym celu całkiem samodzielny traktat ryski, a zrozumiemy dlaczego rząd sowiecki użył tej samej dokładnie formuły w nieszczęsnym dla nas pakcie lipcowym. Chodziło mu o analogię, o precedens, o to, że skoro ta formuła, użyta w 1918 roku, nie restytuowała żadnych konkretnych granic Polski, skoro po uznaniu traktatów rozbiorowych za niebyłe tym samym jeszcze się nie wskrzeszało polsko-rosyjskiej granicy sprzed 1772 roku, to i teraz unieważnienie przy użyciu identycznej formuły traktatów z Niemcami z 1939 roku nie wskrzeszaanalogicznie polsko-rosyjskiej granicy sprzed 17 września 1939 roku. Tej przejrzystej gry Sowietów nie dostrzega p. Stroński – publicysta, a co gorzej, nie dostrzegł jej również swego czasu p. Stroński – minister, który ten nieszczęsny traktat akceptował.

Ostatni artykuł p. Strońskiego, Polska a Rosja. Co dalej(„Wiadomości” z 19 września) chwyta za serce. Wielu z jego czytelników zapewne będzie rozczulonych. Niejeden nawet sobie pomyśli: ależ ten Stroński, jak on się nawrócił, jakim się teraz stał patriotą. – Nic się nie nawrócił, a tylko nie każdy z czytelników umie myśleć kategoriami politycznymi. Pan Stroński powiada pięknie, że rząd polski, który by zgodził się na oddanie czegokolwiek z naszych ziem wschodnich, nie byłby rządem polskim i to jest z jego strony bardzo ładne i patriotyczne, ale p. Stroński jednocześnie – zapewne mimo woli – wyrządza wielką szkodę sprawie publicznej zaszczepiając opinii emigracyjnej fałszywą doktrynę. Oto sugeruje jej, że pomiędzy Rosją a Polską jest dziś tylko jedna sporna sprawa, mianowicie spór terytorialny o ziemie wschodnie. Jeśli ten przedmiot sporu załatwimy, to wszystko inne pomiędzy Rosją a Polską jest w idealnym porządku. Pan Stroński ciągle się spóźnia w swej orientacji. Jesienią 1941 potępiał mnie, gdy twierdziłem, że Sowiety żądają Wilna i Lwowa. Teraz znów nie rozumie niebezpieczeństwa sowieckiego i wciąż je pomniejsza, nie rozumie, jakie znaczenie ma komitet p. Wasilewskiej, jakie znaczenie mają dywizje generała Berlinga. Przecież te dywizje nie są przeznaczone dla zajmowania Lwowa i Wilna, lecz do zajmowania Warszawy.

Stanisław Cat-Mackiewicz

Fragment książki Albo-albo, Wydaniwctwo Universitas, Kraków 2014.

Portal KRESY.PL jest patronem medialnym wydania „Pism wybranych” Stanisława Cata-Mackiewicza w krakowskim Universitas.


[1]Eskamotować – daw. zręcznie coś ukryć lub skraść.

[2]S. Stroński, Tajemnicza Rosja, „Wiadomości Polskie, Polityczne i Literackie”, nr 34 (180) z 22 sierpnia 1943.

[3]S. Stroński, Polska i Rosja 1921–1939, „Wiadomości Polskie, Polityczne i Literackie”, nr 35 (181) z 29 sierpnia 1943.

[4]Komintern (Międzynarodówka Komunistyczna, III Międzynarodówka) został rozwiązany w 1943.

[5]Zob. broszurę Październik 1941w tomie Trzylecie.

[6]S. Stroński, Polska i Rosja: 1941–1943, „Wiadomości Polskie, Polityczne i Literackie”, nr 37 (183) z 12 września 1943.

[7]S. Stroński, Polska i Rosja 1939–1941, „Wiadomości Polskie, Polityczne i Literackie”, nr 36 (182) z 5 września 1943.

1 odpowieź

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply