huculskie wariacje

Tak jestem pewny….

Huculskie wariacje

Tak, jestem pewny to wszystko musiało się zacząć w lipcu 1913 roku, kiedy po raz pierwszy pokochałem krainę Hucułów. A wszystko za sprawą najpiękniejszej linii kolejowej Galicji, a może i całych Austrio- Węgier.Prawie 4 godzinną trasę ze Stanisławowa do Jasynii przejechałem z przyklejonym nosem do szyby. Za Jaremczem cały skład przejechał po wspaniałym kamiennym wiadukcie zawieszonym nad Prutem. Dalej za Mikluczynem wkroczyła kolej w wąwóz Prutu, by stamtąd dotrzeć do Worochty. Potem jeszcze jednym wspaniałym wiaduktem dostałem się do tunelu, którym przedzierałem się już na węgierską stronę do Jasynii awłaściwie do Korosmezo. Wspaniałe widoki Chomiaka, Siniaka i Doboszanki nie ukoiły dylematu, który cały czas mi towarzyszył( jak przyboczny bagaż)-ta wspaniała linia kolejowa, piękna i powabna niczym kobieca nimfa była zarazem skazą, obcym tworem dla miejscowych hucułów, którym w zupełności do transportu wystarczał konik- zresztą też huculski.

A jednak w dalszym ciągu delektowałem się- o czym jeszcze nie wiedziałem- ostatnimi chwilami błogiego pokoju przed tragiczną I światową zawieruchą wojenną. W samym Korosmezo(Jasinii) zamierzałem wziąć dorożkę do centrum za 1 koronę. No i stało się! Węgierscy pograniczni żandarmi widząc mnie dobijającego targu z miejscowym Hucułem – a jakże inaczej, jak nie w języku słowiańskim- oskarżyli mnie o panslawistyczną agitację miejscowych tubylców, zarekwirowana mapa wzmocniłapodejrzenia o szpiegowstwo i tak zostałem deportowanywprawdzie do centrum Jasynii, lecz roku 2006

Centrum miasteczka pachniało końskim łajnem i koniczyną, której zapach wdzierał sięz podmuchamiwiatru z okolicznych połonin. Ulice były wymarłe. Za bramami domostw byli zapewne jacyś ludzie, lecz miało się wrażenie, że są w stanie letargu. Szerokie obwarowania grażd ( domostw) zakonserwowały ich w swym wnętrzu z całą ich bogatą kulturą i folklorem. Wszak Jasynia za nisko leży – „ dla hucuła nie ma życia jak na połoninie, gdy go losy w doły rzucą – wnet z tęsknoty ginie”. Może to i dobrze pomyślałem – małe narody i grupy etniczne muszą być pod ochroną, tak samo jak rośliny w parku. Nie deptać trawników huculskich . Nie zobaczyłem w Jasynii odświętnego stroju górali huculskich w ich przeważnie jaskrawo- czerwonych barwach w dodatku fantastycznie odbijających się odgamy barw zieleni lasów i połonin. Sam nawet nie wiem, gdzie kończy i zaczynasię kraina huculska. I chyba granicę huculszczyzny nie wyznacza tylko styl ubierania się, ich sztuka, zwyczaje, pieśni i obrzędy z całą ichmagią i pierwotnymi wierzeniami. A jednak ich krainę wyznacza inny wskaźnik- wskaźnik swoistej dumy i wartości wolności, które wyznają, o czym dopiero miałem się przekonać wieczorem . Dzięki tym wartościom przetrwali, a i granice polityczne nie stanowiły zagrożenia dla ich kultury

Koło południa w miasteczku jakby się nieco zagęściło. Pobieżny przegląd sklepików rozbudził we mnie najczarniejsze myśli- to nie linia kolejowa którą tu przybyłem w 1913 r , czyobecność Węgrów przed I wojną, czy niezbyt odległaPolska przed II wojną a teraz obecność wolnej Ukrainy są największym zagrożeniem dla Hucułów. Największym zagrożeniem dla huculszcyzny jest Wielki Żółty Brat, mieszkający wprawdzie nad Morzem Żółtym, lecz dostarczający lokalnym sklepikarzom towarwszelkiej maści – no jedynie horyłka jest lokalna. By przerwać te czarne myśli późnym popołudniem , zwyczajem tubylców postanowiłem wtopić się w wielki ( tak, tak zagęściło się ) tłum klientów jednego ze sklepików. Nieco się uspokoiłem, bo to nie towar chiński był obiektem ich zainteresowań, lecz lokalne napitki, nalewki. Zakurzone półki sklepowe stały się jakby bardziej przyjazne, niemiłosierny zaduch, woń taniej wody toaletowej używanej przez sprzedawczynie, przyprószony odorem dymu nikotynowegopo jednym głębszym przestaje przeszkadzać. Cały sklepik wypełnił się korpusami lokalnych hucułów i moim oczywiście. Alkohol sprzedawany na kieliszki staje się największym spoiwem biesiadników, którzy dokonują swoistej ablucji przed jutrzejszymi pracami w lesie, czy w gospodarstwie. Tak poznałem

Josipa – wpadł na jednego głębszego, bo jutro szedł na połoniny na 3 tygodnie. Zresztą pachniał trawą, ziołami i niezbyt świeżymmlekiem. Włączyłem receptor słuchu i wzroku. Miał twarz zmęczoną, lecz serdeczną, zniszczone zagorzałe od wiatru lico nie korespondowało z ufnym i szczerym wzrokiem. Tak przegadaliśmy kilka godzin o doli i niedoli huculskiego życia na połoninach. Już sam nie wiem jak to bywanaprawdęz kobietami u Hucułów. Dość wolny stosunek kobiet do mężczyzn szczególnie dalej w górę jest tu powszechnie akceptowany. Prawie każdy mężczyzna ma tu lubaskę ( kochankę) a fakt ten nie jest tu potępiany przez ogół. Ot, taka fantazja huculska. Josip twierdzi, że ma na połoninie 8 kobiet – oczywiście do dojenia gadziny, ale upiera się, że wszystkie są jego bliskimi przyjaciółkami, sam nie wiem jaka prawda.Umawiamy się na jutro rano, gdyż zabieram się z nim do Doliny Zaroślaka, on zostaje na połoninach ze swoim stadem, ja atakuję Howerlę (2057 m npm.)

Nazajutrz około 6 00Josip z 10 letnim synem zabierają mnie wraz z pracownikami leśnymi dziwnym „gruzawikiem”, jedziemy tak około 30 km. Josip trzyma kurczowo w rękach zniszczony do granic możliwości zielony plecak, jak gdyby ukrywał tam cały huculski świat.Plecak jesttak zniszczony, że wydajesię ostatnia rzeczą, którą zabraliby w Polsce przeszukiwacze wysypisk śmieci. Uśmiecha się ufnie a jego syn dumnie trzyma stronę taty. Jakże jest szczęśliwy, nie wie co to komputer, klawiatura, interfejs, internet- jest w pełni wolny, wręcz zespolony z przyrodą, ojcem, duchami i marami tej ziemi.

Gdzieś w połowie doliny wysiadamy,Josip otwiera plecak i wyciąga dumnie biały ser- żelazną porcje życia na 3 tygodnie – podaje nóź i prosi bym odkroił kawałek. Jego czarne odbrudu paznokcie wyjątkowo zaznaczają się na tle białego sera, jakby chciały pokazać– otokoloryt naszej ziemi. Kroję kawałeczek – spożywam– oto znak, że akceptuje jego świat. Średnia unijna wypada nieźle- higiena poza wszelkimi normami, przyjaźń i otwaroścteż nie mieści się w przedziale europejskiej wyobraźni- nikt nie potrafi dać innym tyle co Hucuł.

Pozostaje sam, mierze się nie tyle z przyrodą, co z myślami jak wspaniały świat znajduje się tak niezbyt daleko nas, a tak daleko zarazem. Koloryt huculskich haftów, prawdziwej przyjaźni, wspaniałej muzyki, prawdziwych ( a nie młodzieżowych- dla szpanu)wypasów, magicznych wierzeń, wspaniałych bezinteresownych uczynków jest dostępny dla każdego, kto otworzy swe serce na inna kulturę. Jestem na szczytach Wschodnich Beskidów- jestem na szczytach najpiękniejszych gór Europy ,wiatr czesze myśli, rozwiązuje zagmatwane życiowe problemy, przyroda pokazuje inną życiową perspektywę. Oto kraj Hucułów – zimny, przyjazny, sprawiedliwy. Kraj w którym słychać ciszę i bicie własnego serca.

W Kosowie na św. Kupały jest odpust. To tutaj dotarłem w czasie uroczystości. Całe miasto udekorowane odświętnie. Na odpustowych straganach można kupić każdą huculską „duperelę”. Gdyby nie „kitasjki szajs” pomyślałbym, że jestem na przedwojennych Kresach. Odświętnie ubrani mieszkańcy, huculscytrombici , nawet dziady żebrzącemają dysfunkcje typowe dla osób sprzed II wojny- oto jest świat którego szukałem.

Jest lato 1939 roku. Jeszcze nie wiem, że za kilka tygodnikoszmar wojny dotknie cały naród. W niedzielę 17 września 1939 roku mijam pośpiesznie idących do cerkwi Hucułów. Mam kilka lat i podążam za moją mamą , byleby na Węgry na przełęcz Jabłonową. 19 września stoję na karpackiej przełęczy, mój naród ucieka, opuszczamy bezpowrotnie Ojczyznę, nasz kraj umiera. Potok cywilówiżołnierzyprzechodzi na węgierską stronę. Tylko Huculi pozostają –jakby chcieli powiedzieć to nasza ziemia bez względu na okupantów. Czy kiedykolwiek tu wrócę? –tak- wlipcu 1913r.

Spisane w lipcu 2006 na ziemi huculskiej. Żabie -Wierchowina

„Bogdan Wojtecki”

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply