Najwszechstronniejsza kawaleria w dziejach

„O, gdybym miał taką jazdę; z moją piechotą obozowałbym tego roku w Konstantynopolu”.

Poniższy tekst stanowi kontynuację polemiki z artykułem Przemysława Górniaka oraz Aarona Welmana, która ukazała się na łamach portalu pod tytułem „Husarz kontra kirasjer”.

Przemysław Górniak, Aaron Welman: „Feldmarszałek Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego i jeden z najznakomitszych dowódców wojny trzydziestoletniej służył wcześniej w jeździe polskiej i dobrze znał husarię. Na podstawie swych doświadczeń zreformował kirasjerów, czerpiąc ze „skrzydlatych” to, co najlepsze. Należy jednak od razu dodać, że pozostałe formacje kirasjerskie nie miały takiego doświadczenia, jak ta dowodzona przez von Pappenheima.”

Radosław Sikora: Wprost przeciwnie. Z dynamicznie szarżującymi rajtarami (pod tą nazwą kryli się i kirasjerzy, i nieco lżejsi arkebuzerzy) mamy już do czynienia w XVI wieku. Prekursorem tej formy walki rajtarów był Henryk, król Nawarry, czyli późniejszy Henryk IV, król Francji. Sposób ten zdobywał sobie stopniowo popularność od końca lat 80. XVI wieku. Z tak walczącymi kirasjerami mieli do czynienia husarze na przykład pod Kłuszynem w 1610 roku. Mieli, gdyż kawaleria zachodnia, która tam się znalazła, walczyła w różnorodny sposób, a nie tylko stosując opisany już wyżej karakol. Dodać trzeba, że husaria i z tego starcia wyszła zwycięsko.

Przemysław Górniak, Aaron Welman: „Feldmarszałek rzeczywiście niejednokrotnie stosował przełamujące szarże, ale z drugiej strony aż tak wiele ich nie wykonał, gdyż w bitwie pod Lützen został śmiertelnie raniony.

Husaria, ze względu na swe wyszkolenie, potrafiła radzić sobie z różnymi przeciwnikami, ale tak naprawdę w XVII wieku koncentrowała się przede wszystkim na ryzykownych atakach. Skrzydlaci jeźdźcy byli ubezpieczani przez swych pocztowych, uzbrojonych również w ciężkie pancerze oraz w długą broń palną.”

Radosław Sikora: Długą broń palną, jako obowiązkowe uzbrojenie pocztowych, po odebraniu im kopii, wprowadzono dopiero kilka lat po odsieczy wiedeńskiej, czyli u schyłku XVII wieku.

Przemysław Górniak, Aaron Welman: „Ponadto wsparcia udzielały im inne oddziały jazdy, na przykład rajtarzy (nieporozumieniem jest nazywanie tej formacji ciężką kawalerią) czy arkebuzerzy zagranicznego autoramentu.”

Radosław Sikora: Arkebuzerzy to jedna z odmian rajtarów. W Polsce rajtarami nazywano po prostu kawalerię zachodniej proweniencji. Byli nią i arkebuzerzy, i kirasjerzy. I jak najbardziej część rajtarów (kirasjerzy właśnie) byli ciężką kawalerią.

Przemysław Górniak, Aaron Welman: „Dowódca musiał z rozwagą korzystać z husarskiej siły, by jak najbardziej zminimalizować straty przy brawurowej szarży.

Doskonale o tym wiedział błyskotliwy hetman litewski Jan Karol Chodkiewicz, który zdziesiątkował armię szwedzką w bitwie pod Kircholmem w 1605 roku. By zminimalizować przewagę czterokrotnie większych sił przeciwnika, wykorzystał dogodną formę terenu oraz deszczową aurę.”

Radosław Sikora: Pod Kircholmem nie zadecydowała żadna deszczowa pogoda. Dogodną pozycję przed bitwą zajęły zaś wojska szwedzkie. Zadecydowało to, że hetman litewski manewrem pozorowanej ucieczki wyciągnął wojsko nieprzyjaciela z tej pozycji i starł się z nim w otwartym polu.

Przemysław Górniak, Aaron Welman: „Wśród Szwedów dominowała głównie piechota. Husarska kopia znakomicie spełniała swoje zadanie (mimo że z reguły wykorzystywano ją przeciw kawalerii) – przełamywała szeregi pikinierów ubezpieczających strzelców.”

Radosław Sikora: Pod Kircholmem husaria rozbiła i kawalerię, i piechotę szwedzką.

Przemysław Górniak, Aaron Welman: „Skrzydlaci” stosowali także ryzykowną upozorowaną ucieczkę, by móc ponownie zaszarżować na przeciwnika, rozbić jego szyk i zmusić do odwrotu. Taka brawura była całkowicie obca szwedzkiej armii, której taktyka i uzbrojenie wpisywały się w zachodnioeuropejski styl walki.

NIKT NIE JEST DOSKONAŁY

Słabość husarii objawiła się w bitwie pod Gniewem w 1626 roku. Osławiona polska kawaleria nie radziła sobie ze zmasowanym ostrzałem Szwedów, a ponawiane szarże rozbijały się o ścianę kul przeciwnika.”

Radosław Sikora: Jest to powtarzane od dekad całkowicie błędne twierdzenie. Jak wykazałem w książce „Niezwykłe bitwy i szarże husarii”, w bitwie pod Gniewem to nie ogień broni palnej (jak podają źródła, straty od niego były minimalne), lecz naturalne i sztuczne przeszkody powstrzymywały husarię.

Przy okazji można dodać, jak w tej bitwie wyglądały walki husarii z rajtarami szwedzkimi. W pierwszym dniu bitwy, czyli 22 września 1626 roku:

„W tej utarczce to observatum[obserwowano], że ilekolwiek chorągwie kozackie ku Szwedom się ukazały, tylekroć rajtarowie szwedzcy jako na miód do nich biegli, ale gdy się roty nasze usarskie do nich posunęły, zarazem ku lasu pierzchali, skąd znać, że im usarz straszny był.”

To właśnie po tym dniu bitwy, obecny w niej szwedzki kanclerz Axel Oxenstierna pisał:

„jeźdźcy [polscy] bardzo nad nami górują, tak że nie mogliśmy się zmierzyć razem w polu”

To samo obserwowano w drugim dniu bitwy, czyli 29 września 1626 roku. Szarża husarzy spowodowała, że Szwedzi „uwiedli w zad jeźdźce swoje”, czyli uciekli na widok polskich kopijników. A co o husarii w tej bitwie sądził Gustaw Adolf? Obserwując szarżę w ostatnim jej dniu, rzekł:

„O, gdybym miał taką jazdę; z moją piechotą obozowałbym tego roku w Konstantynopolu”

A więc to nie jego kirasjerzy, ale polscy husarze wywarli na nim olbrzymie wrażenie. Co zresztą niczym dziwnym nie będzie, gdy dodam, że w ciągu panowania Gustawa Adolfa husarze wielokrotnie ścierali się i zwyciężali z kirasjerami szwedzkimi. I to również z samą elitą tych kirasjerów, bo z przybocznymi oddziałami samego Gustawa Adolfa.

Przemysław Górniak, Aaron Welman: „Król Gustaw II Adolf dobrze pamiętał druzgoczącą klęskę swego ojca Karola IX, poniesioną 21 lat wcześniej pod Kircholmem. Z kolei nieudolny polski król Zygmunt III Waza postanowił pod Gniewem wykorzystać słynną jazdę Rzeczypospolitej do ataków zaczepnych, praktycznie pozbawiając ją wsparcia oddziałów zabezpieczających natarcie, co pozwoliło przeciwnikom na oflankowanie „skrzydlatych” oraz zatrzymanie ich silnym ostrzałem muszkieterów i artylerii. Choć bitwa pod Gniewem była głównie porażką dowódcy, potwierdziła przy okazji, że husaria jest tak naprawdę formacją przełamującą, a jej wykorzystanie powinno być poprzedzone wieloma innymi działaniami mającymi umożliwić wykonanie szarży na broń białą.”

Radosław Sikora: Jak pisałem, bitwa pod Gniewem dowodzi tylko tego, że kawaleria jako taka, w tym oczywiście husaria, była nieprzydatna do atakowania broniącej się za naturalnymi bądź sztucznymi przeszkodami piechoty.

Przemysław Górniak, Aaron Welman: „Kirasjerzy von Pappenheima również nie byli doskonali. Spektakularną porażkę ponieśli w pierwszej bitwie o Breitenfeld (1631 rok) z siłami również dowodzonymi przez króla Gustawa Adolfa. Pięć tysięcy kirasjerów aż siedmiokrotnie wykonywało karakol, nim zostali rozbici. Trzeba jednak zauważyć, że podczas tej bitwy podkomendni von Pappenheima ścierali się jednocześnie z jazdą i piechotą szwedzką, walczyli zarówno na broń palną, jak i białą. Kirasjerzy potrafili wyciągnąć lekcję z tej porażki i dostosowali swój styl wojowania do zmian na polu walki. Już w bitwie pod Lützen dowiedli, iż są formacją dość elastyczną.”

Radosław Sikora: W jaki sposób dowiedli tego pod Lützen, uciekając po nieudanej szarży, pozostaje dla mnie zagadką.

Przemysław Górniak, Aaron Welman: „Tego nie można raczej powiedzieć o husarii – bezradnej, gdy nie mogła przeprowadzić udanej szarży.”

Radosław Sikora: W przeciwieństwie do kirasjerów Pappeheima pod Lützen, husaria po nieudanej szarży odskakiwała od przeciwnika, by uporządkować swoje szyki i ponownie na niego natrzeć. Czyniono to wielokrotnie, aż do przełamania walczącego w polu nieprzyjaciela. Na przykład w wielokrotnie tu już wspominanej bitwie pod Kłuszynem 1610 roku, poszczególne chorągwie husarskie szarżowały po 8 – 10 razy. Oczywiście szarże ponawiano, gdy miały one sens, a więc przede wszystkim wtedy, gdy przeciwnik nie schował się za zbyt trudną do sforsowania naturalną bądź sztuczną przeszkodą.

Przemysław Górniak, Aaron Welman:Wojsko pogrzebowe”

Z czasem husaria – tak jak cała Rzeczpospolita – zaczęła podupadać. Ze względu na pustki w szlacheckich skarbczykach liczba „skrzydlatych” regularnie spadała. Wprawdzie starano się uzupełniać ubytki, ale ze względów finansowych skutkowało to spadkiem jakości uzbrojenia i wyszkolenia. Nie bez znaczenia była też zmiana szlacheckich obyczajów i odejście od tradycji rycerskich. Husaria w XVIII wieku stała się w końcu wojskiem paradnym, używanym tylko na popisach wojskowych lub pogrzebach wodzów i oficjeli. Z tego powodu nazywano ją „wojskiem pogrzebowym”.

Oddziały kirasjerów przetrwały znacznie dłużej. W XIX wieku walczyły jeszcze na frontach wojen napoleońskich.”

Radosław Sikora: Z powyższym fragmentem w pełni się zgadzam.

Przemysław Górniak, Aaron Welman: „Tak długa żywotność tej formacji świadczy o jej elastyczności i użyteczności.”

Radosław Sikora: Zgadzam się, że „tak długa żywotność” kirasjerów wynikała z ich użyteczności. Nie ma to jednak nic wspólnego z ich elastycznością. Był to po prostu tańszy w formowaniu oraz wyposażeniu i szkoleniu rodzaj wojska niż kopijnicy. Zwracali na to uwagę zachodnioeuropejscy pisarze już w XVI i XVII wieku. Kopijnicy potrzebowali znakomitych koni, długiego okresu treningu oraz wielkich nakładów finansowych. Kirasjerzy nie mieli aż takich wymagań. Dlatego, jako mniej wymagająca, a wciąż bardzo użyteczna formacja, przetrwali dłużej niż husarze.

Przemysław Górniak, Aaron Welman: „Kirasjerzy, choć niepozbawieni wad, stanowili godną zachodnią przeciwwagę dla polskiej husarii, którą pod pewnymi względami (na przykład, jeśli chodzi o dostosowywanie się do zmiennych warunków pola walki) nawet przewyższali.”

Radosław Sikora: Sugerowanie tak w tym, jak i w innych miejscach, większej uniwersalności kirasjerów, jest naciąganiem faktów. A te są następujące. Husarze byli bardzo wszechstronnym rodzajem kawalerii. Choć ich głównym zadaniem była przełamująca szarża na wprost, z kopiami w dłoniach, to w sytuacjach, które tego wymagały, potrafili walczyć tak, jak inne rodzaje kawalerii. Husarze bez kopii walczyli jak kirasjerzy (przykładem rota Jana Rudominy, która wzięła udział w sławnej szarży pod Chocimiem, 7 września 1621 roku). Dzięki znakomitym (acz bardzo drogim) rumakom, brali udział w pościgach za uciekającym przeciwnikiem, jakby byli lekką kawalerią (np. 4 lipca 1610 roku pod Kłuszynem). Gdy była potrzeba schodzili do walki pieszej (np. w mało znanej bitwie pod Moskwą 31 marca 1611 roku). Powyższe przykłady, z czasów Pappenheima, świadczą o wszechstronności husarzy. A ponieważ potrafili oni robić nie tylko to, co sami kirasjerzy, ale i więcej (ci ostatni przecież nie praktykowali szarżowania z kopiami w dłoniach), to z całą pewnością husarii należy się miano kawalerii bardziej uniwersalnej.

W tekście głównym, z którym polemikę zakończyłem powyżej, Panowie Górniak i Welman zamieścili wstawkę zatytułowaną „Szabla czy rapier?”. Poniżej odnoszę się i do niej.

Przemysław Górniak, Aaron Welman: „Szabla czy rapier?

W przypadku oręża husaria postawiła na specjalizację, z kolei kirasjerzy na większą wszechstronność.”

Radosław Sikora: To kolejna błędna teza. Husaria posiadała różnorodną broń, użyteczną w wielu sytuacjach. Takiego zestawu uzbrojenia, jakie posiadali husarze, nie mieli kirasjerzy. Stąd ich mniejsza, a nie większa wszechstronność w stosunku do husarzy.

Przemysław Górniak, Aaron Welman: „Istnieje spór, która z formacji dysponowała bronią białą, lepiej przygotowaną do bezpośredniego starcia. Husarska kopia nadawała się do użycia tylko raz,”

Radosław Sikora: Przy czym ten raz mógł zakończyć całe starcie. Kirasjerzy nie posiadając takiej broni, musieli liczyć na to, że ich zbroje oraz wytrzymałość fizyczna i psychiczna będą na tyle duże, by powstrzymać łamiące się na nich kopie. Na broń palną liczyć nie mogli, bo i jej zasięg, i przede wszystkim skuteczność, były w owych czasach znikome. Dlatego właśnie, jak już pisałem, w XVIII wieku odrzucono taktykę ostrzeliwania przeciwnika w trakcie frontalnego ataku, na rzecz wyłącznej szarży na białą broń.

Przemysław Górniak, Aaron Welman: „szabla natomiast (lub pałasz) ustępowała kirasjerskiemu rapierowi, gdy chodzi o uniwersalność.”

Radosław Sikora: To kolejne twierdzenie bez pokrycia. Zresztą, tak naprawdę nie broń w starciu była najważniejsza, ale umiejętności posługiwania się nią. Jak wykazały rozliczne bitwy z rajtarami, pod tym względem kawaleria polska zdecydowanie górowała nad zachodnioeuropejską. Żeby nie być gołosłowny, można przywołać bitwę pod Kropimojzą, do której doszło 28 listopada 1621 roku. W niej to starła się husaria litewska z elitą jazdy szwedzkiej – kirasjerami Gustawa Adolfa. Choć kirasjerzy stawali bardzo dzielnie, choć wytrzymali pierwszą szarżę husarzy, którzy uderzyli w nich swymi kopiami, to o wyniku starcia zadecydowała walka z minimalnej odległości, gdzie husarze z braku kopii musieli używać właśnie szabel i pałaszy.

Przemysław Górniak, Aaron Welman: „Z drugiej wszakże strony rapier, który pozwalał na jednoczesne rąbanie i zadawanie sztychów, nie dorównywał pod względem obu tych funkcji bardziej wyspecjalizowanym egzemplarzom broni husarskiej. Biorąc jednak pod uwagę zróżnicowanie uzbrojenia przeciwników (nawet w obrębie jednego oddziału), wydawał się wyborem bardziej trafionym niż kopia i szabla. Husaria, choć doskonała w szczególnym rodzaju walki, padła ofiarą owej specjalizacji – zbytnio bazowała na tradycji oraz na formach zapożyczonych z innych formacji, które nie do końca odpowiadały realiom pola walki.”

Radosław Sikora: Jak widać, wnioski panów Przemysława Górniaka oraz Aarona Welmana są po prostu błędne. Można by je skwitować tym, co w 1737 roku napisał Inflantczyk z pochodzenia, żołnierz z zawodu, Jan Joachim Kampenhausen:

„Takie i tym podobne zarzuty czynią i knują sobie ci, których maniera abo sposobność do tego rynsztunku [kopii] nie przysposobiła, i nie wiedzą, co za dzielność umiejącego złożyć kopią, co za pewność broni i szczęścia, której pierwsze wieki bitne prym w wojsku dawały i monarchie sobie podbiły. To mi to broń, która tak przodek trzymała w armaturze, jak król w senacie.”

Pisał on także:

„Nie bardzo zaś życzyć [sobie] trzeba, aby sąsiedzkie potencyje [potęgi, czyli sąsiedzi Polski] chciały u kawaleryi swojej sprowadzić kopie, gdy jeno to oręże ma Polska przeciwko nim, aby z małą kwotą ludzi przeciwko większej potencyi mogła się bronić. I jeżeli się godzi prawdę przyznać, ubolewam ja na to, że z Polski do cudzych krajów kopie się wynosić zaczynają.”

A jeśli opinia uczestnika wojny północnej, doświadczonego dowódcy, jakim był Jan Joachim Kampenhausen, nie przekonuje, to wystarczy przywołać przykład batalii pod Wiedniem, kiedy to do rozstrzygającej szarży, na front całej armii ustawiono nie cesarskich kirasjerów, lecz właśnie polskich husarzy. Było to dokładnie 51 lat po śmierci Gottfrieda Heinricha von Pappenheima i dobitnie świadczy, jaka o obu tych formacjach panowała opinia i Polaków, i samych dowódców cesarskich.

dr Radosław Sikora

Tematy pokrewne:

„Chwała i apologia husarii”

„Spektakularne zwycięstwa oręża polskiego – subiektywny przewodnik”

„Rekordowa szarża? Kutyszcze 26 IX 1660”

„Polski nacinacz w walce ze szwedzkim lwem północy”

„Kropimojza 28 XI 1621”

„Kłuszyn 4 VII 1610”

1 odpowieź

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply